Czytasz artykuł związany z cyklem "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet 2019, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki ze stereotypami. Wszystkie "Ósme dni miesiąca" znajdziesz tutaj.
Ponad 300 osób podpisało list do organizatora oraz członków i członkiń Jury Grand Press 2020 w związku z przyznaniem nominacji Beacie Lubeckiej za wywiad z Margot, aktywistką LGBT+. Oburzenie sygnatariuszy wzbudził sposób, w który dziennikarka potraktowała swoją rozmówczynię - zadawała pytania o "partnerki erotyczne" i "cechy płciowe", oceniała płeć "na oko" i przypominała, że używa preferowanych przez Margot form osobowych tylko pod warunkiem, że rozmówczyni będzie grzecznie odpowiadać na pytania.
I o ile sam wywiad - niestety - nie dziwi, bo przywykliśmy do homo- i transfobicznych narracji w polskich mediach, zaskakuje skala oburzenia. Pod listem do miotającego się w obliczu krytyki Jury Grand Press znalazły się podpisy setek dziennikarzy, ale też aktywistów, polityków, naukowców i artystów.
Zmiana dyskursu jest wyraźna. Jeszcze kilka lat temu nominacja oburzyłaby zapewne niewielkie grono zaangażowanych, które łatwo zignorować, a dziś redakcja "Pressa" zmaga się z poważnym kryzysem wizerunkowym. Zmianę widać też w debacie o aborcji. Polskie społeczeństwo nie tylko coraz szerzej popiera rewolucyjny postulat, by to osoba w ciąży, a nie państwo, mogła decydować, czy chce urodzić, nie tylko tłumnie (mimo pandemii) wychodzi na ulice, lecz także otwiera się na rozmowę o języku protestów i postulatów.
Powszechnie przyjęło się, że trwające od 22 października protesty nazywane są "strajkami kobiet". I oczywiście to kobiety, osoby cispłciowe, których płeć jest zgodna z oznaczeniem przypisanym przy narodzinach, stanowią większość uczestniczek protestów i to głównie cispłciowe kobiety - w przypadku wejścia w życie wyroku TK - będą musiały rodzić śmiertelnie chore dzieci lub uciekać się do kosztownego wyjazdu z kraju, by przerwać ciążę. Ale dziś coraz częściej i głośniej mówi się też o tych, którzy również będą zmuszeni ponosić tragiczne konsekwencje zakazu aborcji - osobach transpłciowych i niebinarnych.
Hasło "mężczyzna w ciąży" wielu kojarzy się wciąż z komedią z lat 90., w której bohaterowi granemu przez Arnolda Schwarzeneggera w ramach eksperymentu naukowego wszczepiony zostaje zarodek. Ale to nie science-fiction, mężczyźni mogą zachodzić w ciąże i nie jest to żaden eksperyment. Nierzadko dzieje się tak celowo. W 2014 roku Amerykańskie Kolegium Położników i Ginekologów opublikowało raport z badań, w których udział wzięło ponad 50 trans mężczyzn, którzy urodzili dzieci. Dwie trzecie z nich planowało ciążę, np. ze względu na bezpłodność partnerki.
Ale są też inne sytuacje, jak w przypadku Konrada, bohatera głośnej sprawy sprzed kilku lat, mieszkańca jednego z polskich miast wojewódzkich, który został zgwałcony. Gwałt jest przesłanką do terminacji ciąży, ale żeby doszło do zabiegu, sprawa musi zostać zgłoszona na policję, a tego większość ofiar nie robi. Ze strachu, tak jak Konrad, który obawiał się sensacji i zemsty gwałcicieli.
Mężczyzna zdecydował się urodzić dziecko i miał to szczęście w nieszczęściu, że trafił na życzliwych lekarzy - w szpitalu nie wytykano go palcami, pacjentki nie zorientowały się nawet, że na oddziale razem z nimi rodzi mężczyzna.
Ciąże, czasem niechciane, osób transpłciowych i niebinarnych są więc realnym zjawiskiem, a co za tym idzie - należy uwzględnić je wśród tych, w których uderza zakaz aborcji. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego to piekło nie tylko kobiet.
Ale, chociaż jest coraz więcej miejsca na debatę, której nie było jeszcze podczas czarnego protestu w 2016 roku, nie wszyscy chcą rozszerzać postulaty umownego strajku kobiet. Przeciwne temu aktywistki mają trzy kategorie argumentów. Jedne podpierają się wygodą - "nie da się rozpisywać wszystkiego", "robienie problemów na siłę", "czepiajki, które rozmemłają przekaz". Drugie uważają, że rozszerzenie określenia "kobiety" do "osoby z macicami" czy "kobiety i wszystkie osoby, które mogą zajść w ciążę", im uwłacza. Trzecie z kolei traktują to jako kradzież postulatów ("ubzduraliście sobie, że identyfikacja płciowa ma jakiś specjalny, uświęcony status tylko dlatego, że kobiety z pozycji płciowych domagają się dla siebie równości i są w tym skuteczne").
O to, czy przeszkadza im hasło "strajk kobiet" oraz o stosunek do bardziej inkluzywnych nazw, zapytałam samych zainteresowanych.
Uważam, że "strajk kobiet" jako hasło nie jest zły, problem zaczynam mieć, dopiero kiedy ktoś pisze "strajk nie tylko kobiet" i spotyka się z niechęcią i oskarżeniem o rozbijanie protestu. "Protesty macic" i "protesty osób mogących zajść w ciążę" uważam za określenia, które są bardzo okej, precyzyjniejsze w kontekście aborcji, chociaż mniej dobre w kontekście szerszych praw kobiet, o które walczą też trans kobiety.
Należy podkreślać istnienie osób transpłciowych oraz zagrożenia, z którymi się spotykają. Gdyby to było w treściach protestów i postulatów, myślę, że wcale nie martwiłabym się "strajkiem kobiet" jako hasłem, bo wiedziałabym, że jestem w myślach protestujących, a nie że muszę walczyć o swoje miejsce w ruchu z osobami, które ignorują lub delegitymizują moją tożsamość. Tymczasem więcej słyszałam na protestach o cis mężczyznach niż osobach trans i niebinarnych i to nie jest dla mnie w porządku
- oceniła Sara, osoba niebinarna. Zauważyła przy tym, że ze względu na dyskusję o inkluzywności protestów przestała się czuć w kobiecych przestrzeniach bezpieczna, dopóki jej członkinie nie stwierdzą wprost, że są przyjazne osobom trans i niebinarnym. - To okropne uczucie, bo cała wrażliwość lewicowa wyrosła u mnie z feminizmu, którego odłamy są teraz dla mnie otwarcie wrogie - dodała.
Osobiście nie mam problemu z nazwą "strajk kobiet", szczególnie że to kobiety są bardziej narażone na gwałt lub przemoc domową. Slogan o "osobach z macicami" jest dla mnie dysforyczny. Jednak z pewnością powinno się dać osobom niebinarnym i trans mężczyznom platformę do mówienia. W końcu czy tego chcemy, czy nie - problem nas dotyczy, a trans mężczyźni po zmianie danych przechodzą istne piekło przy zajściu w ciążę - czy to z gwałtu, czy planowaną
- powiedział z kolei transpłciowy Alexander.
Na problem z opieką medyczną osób niecispłciowych zwraca uwagę też niebinarna Maria:
Oczywiście, że większość osób, które potrzebują aborcji, to kobiety. Ale nie możemy zapominać o transpłciowych i niebinarnych osobach, które mogą zajść w ciążę - znalezienie dobrej i rzetelnej opieki ginekologicznej, gdy jest się osobą trans i enby [od ang. non-binary] to koszmar, to w najlepszym razie miesiące poszukiwań i delikatnego wypytywania, czy ta osoba będzie właściwa, to pokonywanie lęku i wstydu, to przechodzenie przez ciążę w osamotnieniu, bez tego wsparcia i kulturowego zaplecza, które mają cispłciowe kobiety. Wymazując osoby trans i niebinarne - nas - z dyskusji o aborcji, tylko pogłębiacie naszą samotność, i to w sytuacji, która i tak jest ekstremalnie trudna.
Zaledwie kilka dni temu świat obiegła informacja o tym, że aktor Eliott Page wyoutował się jako osoba transpłciowa. I chociaż dziesiątki znanych osób wysyłały gratulacje i zapewniały o swoim wsparciu, komentatorzy na polskich stronach plotkarskich byli - mówiąc oględnie - mniej entuzjastyczni.
To pokazuje z kolei, że jest jeszcze wiele lekcji do odrobienia. Pierwszym krokiem powinno być właśnie mówienie o osobach nie-cispłciowych przy okazji protestów, są one w końcu organizowane przez aktywistów działających na rzecz praw człowieka. A jeśli przy słowie "człowiek" stawiamy gwiazdkę i wypisujemy, że nie dotyczy to osób transpłciowych czy niebinarnych, to znaczy, że coś z tym aktywizmem jest nie tak.