Na sobotnim marszu Strajku Kobiet zostało wylegitymowanych ponad 900 osób. Rada Konsultacyjna Strajku Kobiet zwróciła uwagę na nadmierne środki wobec demontujących. Konferencja prasowa w środę dotyczyła wydarzeń, które miały miejsce w 102. rocznicę uzyskania praw wyborczych przez Polki. Według relacji Marty Lempart uczestnicy marszu byli zatrzymywani i zastraszani przez policję.
Brutalność policji, gaz, bicie, wchodzenie na teren uczelni wynika najpierw z tego, że policja ma na to zgodę wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, na masowe łamanie praw obywatelskich
- mówiła Lempart.
Działaczka nazwała Jarosława Kaczyńskiego "wicepremierem od niebezpieczeństwa", który wydaje policji instrukcje do bezprawnych działań. Zwrócono uwagę na brak legalności działań funkcjonariuszy.
Po stronie policji stoi odmowa wykonania rozkazu związanego z popełnieniem przestępstwa. Szukamy tego jednego sprawiedliwego, który publicznie powie "nie zgadzam się". Odwagi, o to apelujemy!
- podkreślała Marta Lempart.
Liderka Strajku Kobiet zaprzeczyła doniesieniom na temat tego, że opluła policjantów na ostatnich protestach.
Karnistka prof. Monika Płatek określiła działania policji jako niezgodne z przepisami. Uczestniczki zwróciły uwagę, że policjanci często nie przedstawiali się, ani nie podwali podstawy prawnej do zatrzymania. - Policja ma prawo do legitymowania ludzi, jeśli prowadzi działania operacyjno-rozpoznawcze, dochodzeniowo-śledcze i administracyjno-porządkowe - podkreślała prof. Płatek na konferencji prasowej.
Policjant ma obowiązek przedstawić się, podać podstawę prawną i konkretną przyczynę, dlaczego rozpoczyna te działania. Jeśli mamy do czynienia z pokojowo demonstrującymi ludźmi w ramach spontanicznego zgromadzenia, policja nie ma podstaw do legitymowania
- mówiła prof. Płatek.