Podczas sobotniego protestu w Warszawie policja zatrzymała 11 osób, w tym jedną z Polskich Babć Katarzynę Augustynek. Wraz z innymi kobieta została wywieziona na komendę w Piasecznie. M.in. w jej sprawie interweniowali poseł Michał Szczerba oraz zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich Hanna Machińska. "Nigdy nie będziesz szła sama!" - napisał polityk na Twitterze.
W niedzielę Michał Szczerba poinformował, że Babcia Kasia otrzymała zarzut zaatakowania policjantów tęczową torbą.
Chciałbym to jakoś skomentować, ale brak mi słów
- stwierdził poseł.
O zatrzymaniu w rozmowie z OKO.press opowiedziała Katarzyna Augustynek. - Zostałam skuta kajdankami, z rękami do tyłu. Zupełnie nie rozumiem po co. Czy ja mogę zagrozić kilku opancerzonym policjantom? Jak zawsze starałam się wyrwać, bo uważam, że mam prawo się bronić, protestowałam też werbalnie. Mam zmaltretowane ramiona, bo brutalnie mnie nieśli, a jeden bark mam wybity po interwencji policyjnego osiłka pod Sejmem - powiedziała kobieta. Jak dodała, "nie czuła się najlepiej, bo miała hipoglikemię".
Katarzyna Augustynek została już zatrzymana we wtorek 10 listopada. Kobieta próbowała się dostać z Krakowskiego Przedmieścia na Plac Piłsudskiego, gdzie odbywała się miesięcznica smoleńska z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, jednak nie pozwolili jej na to funkcjonariusze. Polska Babcia próbowała dowiedzieć się, dlaczego inne osoby mogą przejść, a jej zagrodzono drogę. Wywiązała się dyskusja. Policjanci chcieli ją wylegitymować, kobieta odmówiła. Doszło do przepychanek. Radiowozem została przewieziona na komendę przy ulicy Wilczej. Tam postawiono jej zarzut.
W trakcie doprowadzenia do radiowozu doszło do przestępstwa z artykułu 222 Kodeksu karnego, czyli naruszenia nietykalności funkcjonariusza publicznego
- powiedział wówczas Robert Szumiata, rzecznik Komendy Rejonowej Policji Warszawa-Śródmieście. Jak podkreślił, naruszenie nietykalności miało polegać na uderzeniu torebką.