Prokuratura Regionalna w Poznaniu wyjaśniła, że było to wezwanie do stawiennictwa dla byłego polityka. Rzecznik prokuratury dodał jednak, że jednostka ta nie określa "sposobu realizacji czynności zlecanych organom ścigania policji".
Jak ustalił Onet, pismo do Romana Giertycha mieli przekazać policjanci z Otwocka. Rzeczniczka prasowa policji z tego regionu tłumaczy, że funkcjonariusze nie zastali mecenasa w domu, dlatego chcieli przekazać dokumenty jego córce. - Pani Maria nie była śledzona, nikt nie próbował jej przesłuchiwać, ani "wciskać" wezwania do torebki. My nie robimy czynności na siłę - przekonuje sierż. sztab. Paulina Harabin.
- W przypadku doręczenia wezwań przez policję odbywa się to następująco: jeśli policjanci nie zastają we wskazanym miejscu zamieszkania właściwego adresata, to najczęstszą praktyką jest przekazanie takiego wezwania najbliższym członkom rodziny. Tak było też w tym wypadku. Pani Maria jest córką pana Giertycha. Tak więc policjanci próbowali wręczyć jej wezwanie, co jest jak najbardziej prawidłowe - wyjaśnia dalej rzeczniczka prasowa komendy w Otwocku. Policjantka podkreśliła jednak, że nie była na miejscu interwencji, dlatego trudno jej odnieść się do wszystkich zarzutów stawianych przez córkę mecenasa.
Wcześniej całą sytuację, do której doszło 23 listopada, opisała Maria Giertych. Kobieta wracała do domu, gdy zauważyła samochód, który od dłuższego czasu za nią jechał. Gdy chciała zatrzymać się na parkingu przed sklepem, nieoznakowany radiowóz zablokował jej wjazd. Z pojazdu wyszedł jeden umundurowany i jeden nieumundurowany funkcjonariusz. Policjanci wylegitymowali kobietę i próbowali przekazać jej pismo. - Ja to odbieram jako próbę zastraszania. Bardzo nieprzyjemne zachowanie, w tym wciskanie na siłę przez funkcjonariusza pisma, które miało zostać przekazane dalej - mówiła Maria Giertych.
- Wezwanie wręcza się osobie wzywanej albo uprawnionemu domownikowi. Moja córka nie jest uprawniona do odbierania takich pism - dodała z kolei Barbara Giertych. Rodzina zapowiedziała już ze złoży skargę na działania policji.
Prokuratura w Poznaniu postawiła Romanowi Giertychowi, Ryszardowi Krauzemu i 11 innym osobom zarzuty w związku z rzekomym wyprowadzeniem i przywłaszczeniem ok. 92 mln złotych z giełdowej spółki Polnord. Mecenas Giertych zajmował się w tej firmie obsługą prawną. Za te zarzuty, w których śledczy wymieniają także pranie brudnych pieniędzy, grozi kara pozbawienia wolności do 10 lat.