Prof. Włodzimierz Suleja w rozmowie z portalem wpolityce.pl stwierdził, że wiedza na temat agenturalnej przeszłości kard. Henryka Gulbinowicza jest niepełna. Były dyrektor IPN we Wrocławiu dodaje, że historycy wiedzieli o rozmowach, jakie duchowny prowadził z SB najpierw jako ksiądz, później jako biskup i arcybiskup. - Jako kardynał tych rozmów nie miał. Tam jest różna częstotliwość, różne miejsca. Nie twierdzę, że było to coś takiego, co nie wymaga refleksji, natomiast z drugiej strony każdy ksiądz miał założoną teczkę, których w większości nie ma, bo są zniszczone - tłumaczy profesor.
- Tego faktu, że były kontakty, nikt nie neguje. W tamtym czasie, kiedy kard. Gulbinowicz otrzymywał status poszkodowanego, te wszystkie rzeczy były znane - powiedział prof. Suleja. Dalej historyk dodaje, że jest daleki od formułowania tezy, że kontakty duchownego z SB były podjęte po to, by uzyskać awans w hierarchii kościelnej. Były dyrektor IPN zwraca uwagę, że kardynał był odpowiedzialny za kontakty ze Wschodem i jego interakcje ze Służbami Bezpieczeństwa mogły być "elementem prowadzonej przez niego gry". - To jest za skomplikowane, żeby zbywać takim sformułowaniem: "współpracował z SB" i to z tego powodu jest nadzwyczaj krzywdzące - dodaje.
Prof. Włodzimierz Suleja jest też jednym z sygnatariuszy listu otwartego, który został napisany w obronie kardynała Henryka Gulbinowicza. Pismo to zostało skierowane między innymi do nuncjusza apostolskiego w Polsce - abp. Salvatore Pennacchio. W dokumencie, podpisanym przez grupę działaczy opozycji z czasów PRL (m.in. Władysława Frasyniuka, senatora Bogdana Zdrojewskiego czy Rafała Dutkiewicza), wspomniano o nałożeniu "bezprecedensowych kar" i "sformułowaniu niezwykle ciężkich oskarżeń" wobec duchownego. Profesor został zapytany o to, dlaczego w ogóle zdecydowano się napisać list w obronie kardynała.
- Mamy głębokie przekonanie, że stała się krzywda, że został wydany werdykt w oparciu o dowody, które funkcjonują w przestrzeni publicznej, których albo brak, albo są nader wątpliwe. Co mnie osobiście najmocniej uderzyło, czyli to, co również w przestrzeni publicznej w sposób taki oczywisty zaczyna funkcjonować, że mówi się o długoletniej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, co traktuję jako rzecz nie do przyjęcia, bo czymś innym jest naganny nawet dialog operacyjny, a czym innym jednak funkcjonowanie w postaci tajnego współpracownika czy kogoś w tym rodzaju. A poza tym jest kwestia tego poczucia, że jesteśmy kardynałowi coś winni za to, co robił przede wszystkim w latach 80., ale też i wcześniej - wyjaśnił profesor Suleja.
Jak zauważa Onet prof. Suleja jest recenzentem wydanej w 2007 roku książki pt. "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie… Komunistyczna bezpieka wobec kardynała Henryka Gulbinowicza w latach 1970-1990". W publikacji wydanej przez IPN pojawiły się informacje o prześladowaniu kardynała przez SB. Nie wspomniano w niej jednak o wieloletnich rozmowach duchownego z funkcjonariuszami bezpieki. Nie opublikowano też materiałów obciążających kard. Gulbinowicza mimo tego, że historycy wiedzieli o ich istnieniu. Rok później IPN przyznał kardynałowi status pokrzywdzonego.
List opozycjonistów był odpowiedzią na dokumenty IPN i zapowiedź książki "Dialog należy kontynuować. Rozmowy operacyjne Służby Bezpieczeństwa z ks. Henrykiem Gulbinowiczem z lat 1969-85. Studium przypadku", którego autorami są dr hab. Rafał Łatka i dr hab. Filip Musiał. W publikacji ukazanych zostanie 57 dokumentów, zgodnie z którymi esbecy traktowali ówczesnego księdza Gulbinowicza jako kontakt operacyjny - czyli osobę, która potajemnie udziela im informacji. Incydentalnie określany był także jako kontakt poufny. Miał być też traktowany jako kandydat na tajnego współpracownika.
Gulbinowicz miał wykorzystywać prowadzone przez 16 lat (z przerwami) rozmowy do załatwiania m.in. zgód na budowę kościołów. Według autorów publikacji księdzu mogło wydawać się, że jest w stanie kontrolować treść rozmów z SB, jednak jak zauważają historycy, wiele z pozoru błahych informacji, mogło być i było wykorzystywanych przez esbeków. Dodatkowo kontakty z agentami były przez Gulbinowicza utrzymywane w tajemnicy przed kard. Wyszyńskim i własnym środowiskiem.
Według dra hab. Rafała Łatki, dzięki rozmowom z SB Gulbinowicz został metropolitą wrocławskim. - Moim zdaniem przyjmowanie prezentów (nawet jeśli były to niezbyt cenne przedmioty, takie jak koniak, bombonierki, czy paczki delikatesowe) stawia ks. Gulbinowicza w złym świetle, bo jednoznacznie wskazywało, że nie potrafił wyznaczyć jasnej granicy dla swoich rozmów z SB. Uważam jednak, że od przyjmowania upominków znacznie gorszy jest fakt, że ks. Gulbinowicz tak długo prowadził dialog z komunistami oraz to, że wyniósł z tych spotkań określone korzyści. W okresie białostockim miał zapewniony spokój od inwigilacji SB oraz dobre relacje z władzami wojewódzkimi. Sądzę też, że bez tego dialogu nie zostałby wybrany na metropolitę wrocławskiego - był kandydatem, na którego nominację władze wyraziły zgodę, oceniając go jako osobę nielojalną wobec prymasa Wyszyńskiego - powiedział historyk w rozmowie z Onetem.