Pierwsza grupa, całkiem liczna, to kobiety, które bronią swoich praw. W ich mniemaniu wyszły, żeby zaprotestować, również w mniejszych miastach. To najczęściej był jeden protest, te kobiety wyraziły swoje niezadowolenie. Dzisiaj robią to w innej formie - szanując swoje i innych zdrowie, również w kontekście pandemii, która szaleje
- mówił we wtorek poseł Bortniczuk.
Drugą grupę protestujących polityk określił jako "prymitywne osoby, które stosują bardzo prymitywne metody". Według niego ta grupa to "skrajna lewica, która mówi, że jest Strajkiem Kobiet, ma kosmiczne postulaty".
Uważam, że to co panie robią w trakcie konferencji prasowej, to jakim językiem się posługują i jakie postulaty głoszą, jest prymitywne.
Trzecia grupa to politycy opozycji, którzy namawiają do protestów mimo pandemii koronawirusa oraz konieczności przestrzegania reżimu sanitarnego. Bortniczuk uważa, że Lewica i Koalicja Obywatelska "z wyrachowaniem namawia ludzi do wyjścia na ulice".
Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk nie zgadza się z analizą polityka Porozumienia. Polityczka zauważyła, że to nie posłowie opozycji sprawili, że Polacy wyszli na ulice.
To Jarosław Kaczyński i jego koleżanka Julia Przyłębska zaprosili Polki na ulice
- stwierdziła.
Posłanka zarzuciła, że obraz protestów, który przedstawia polityk Porozumienia, nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Podkreślała też, że manifestacje mają pokojowy charakter.
Może panu nigdy się nie zdarzyło być z ludźmi na ulicach, ale jesteśmy tam po to, by deeskalować, informować o prawach obywateli. (...) Jesteśmy tam po to, by pomóc osobom zatrzymanym - wykonujemy po prostu swoje czynności służbowe. Apeluję do pana, by też pan pomagał, a nie barykadował się na Wiejskiej
- mówiła posłanka Lewicy.