Z Magdaleną Biejat, posłanką Lewicy, która uczestniczyła w demonstracjach przeciwko zakazowi aborcji embriopatologicznej, rozmawiamy o tym, co wydarzyło się w środę na proteście Strajku Kobiet pod Sejmem.
Magdalena Biejat, Lewica: Wraz z innymi posłami, którzy byli na miejscu, próbowaliśmy mediować z policją i prosiliśmy ich o nieeskalowanie sytuacji na Placu Powstańców. Policja odcięła wszystkie drogi wyjścia, uniemożliwiając osobom protestującym rozejście się. Następnie użyto gazu pieprzowego. W tej sytuacji próbowałam mediować i interweniować zgodnie ze swoim mandatem, tam, gdzie to było możliwe.
Protestujący krzyczeli w jednym z punktów Placu, że bojówki nazistowskie biją zgromadzonych. Okazało się, że byli to policjanci w cywilu, nie byli oznakowani, ale mieli pałki i posługiwali się gazem. Rozpoczęli czynności bez legitymowania się, więc zgromadzeni uznali, że są to chuligani. Protestujący próbowali wyszarpać dziewczynę, którą policjanci brutalnie wyciągali z tłumu. Ludzie krzyczeli: "Gdzie jest policja?". Nie mieli świadomości, że to właśnie policja, więc podbiegliśmy do zgromadzonych i tłumaczyliśmy im, że to są funkcjonariusze. Starałam się interweniować u policji i pokazałam moją legitymację poselską i krzyczałam, żeby przestali eskalować i używać przemocy wobec zgromadzonych. Kiedy trzymałam legitymację podniesioną przed sobą, dostałam od jednego z policjantów w cywilu gazem. Ten policjant zaraz potem ukrył się za szpalerem umundurowanych już policjantów.
Ja tego nie zauważyłam. Nawet jeśli byli w jakiś sposób oznakowani, to nie było tego widać. Nie wylegitymowali się, mimo tego, że to ich obowiązek. Nie zrobili niczego, co pozwoliłoby zgromadzonym rozpoznać ich jako policję. Widziałam, jak zaczęli na oślep wszystkich bić pałkami i używać gazu pieprzowego.
Uważam, że zachowano się w sposób zupełnie nieadekwatny do sytuacji. Osoby protestowały pokojowo. Jedynym celem w mojej ocenie było zastraszenie obywateli i zniechęcenie do przyszłych manifestacji. Sposób, w jaki zabarykadowano wczoraj Sejm, świadczy jak najgorzej o tej władzy. Jest mi wstyd, że moje miejsce pracy tak wczoraj wyglądało i że odgrodziło się w taki sposób od obywatelek.
Na pewno złożymy skargę do Komendanta Głównego Policji. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy złożymy zawiadomienie do prokuratury, ponieważ policjant, który zaatakował mnie gazem, był zamaskowany, nie wylegitymował się i natychmiast po zdarzeniu ukrył się za plecami kolegów. Nie jestem w stanie go zindentyfikować.
Odpowiedzialność za te demonstracje i przemoc na ulicach ponosi tylko i wyłącznie Jarosław Kaczyński. To jest skandaliczne, że wicepremier do spraw bezpieczeństwa robi wszystko, żeby zdestabilizować sytuację w kraju i temu bezpieczeństwu bezpośrednio zagraża. Jeśli ktoś ma krew na rękach, to jest to właśnie on.