Prezes Prawa i Sprawiedliwości wszedł na mównicę sejmową po słowach posłanki KO Moniki Wielichowskiej, która pokazała w Sejmie swoją legitymację poselską złamaną przez policję. - To się teraz dzieje na ulicach, policjant naruszył moją nietykalność cielesną, złamał mi legitymację, wiedział, że jestem posłem, wiedział, że interweniuję, bo zatrzymujecie na ulicy młodych ludzi. Podpalił pan emocje w środku pandemii. Co pan dzisiaj zrobił z Warszawą? Sejm jest wielką twierdzą! - mówiła parlamentarzystka.
Zareagował Jarosław Kaczyński, który wyszedł na mównicę. - Wszystkie te demonstracje kosztowały już życie wielu osób. Macie krew na rękach. Łamiecie art. 165 [kodeksu karnego - red.]. Powtarzam, nie powinno was być w tej izbie. Dopuściliście się zbrodni - mówił zdenerwowany prezes PiS.
Po tych słowach Jarosław Kaczyński zszedł z mównicy. Z ław sejmowych zajmowanych przez posłów opozycji w stronę prezesa PiS popłynęły okrzyki: "Będziesz siedział!". Kaczyński wrócił po nich na mównicę i ponownie zabrał głos. - Jeżeli w Polsce będzie praworządność, to wielu z was będzie siedziało - odgryzł się Kaczyński.
Na środę na godz. 18 organizatorki Strajku Kobiet zaplanowały blokadę Sejmu, w którym trwa posiedzenie. Protestujący sprzeciwiają się decyzji Trybunału Konstytucyjnego o zakazie aborcji embriopatologicznej. W noc przed planowanymi protestami pod Sejmem ustawiono dwa rzędy barierek, które mają "chronić" gmach przy Wiejskiej. Dostęp do parlamentu zablokowały również liczne oddziały policji. W obliczu takiej sytuacji planowana blokada OSK zmieniła się w marsz ulicami Warszawy.
Protesty w ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet odbywały się w poniedziałek w 30 miastach w Polsce i trwają od kilku tygodni. To konsekwencja wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, który 20 października orzekł, że usunięcie ciąży ze względu na ciężkie wady płodu jest niezgodne z konstytucją.