W piątek 13 listopada w Pruszkowie odbył się "spacer" zorganizowany przez Strajk Kobiet. Jak informuje polsatnews.pl i Radio ZET zgromadzenie przebiegało spokojnie. Mimo tego funkcjonariusze zaczęli spisywać demonstrujących. Łącznie wylegitymowano ponad sto osób. Dodatkowo policjanci wystawili 35 mandatów karnych, a także skierowali 68 wniosków do sądu o ukaranie manifestujących.
Jak przekazała Komenda Stołeczna Policji, zgromadzenie w Pruszkowie było nielegalne. "Pruszków. 35 mandatów i prawie 70 wniosków o ukaranie po Strajku Kobiet. Również wobec osób nieletnich skierowane będą wnioski do sądu rodzinnego. Ponadto do sanepidu przekazane zostaną 103 notatki. Przypominamy o obowiązujących obostrzeniach dotyczących m.in. gromadzenia się." - napisano na Twitterze warszawskiej policji.
Do tego zdarzenia odniosła się już posłanka Kamila Gasiuk-Pichowicz, która napisała, że manifestujący zostali spisani i ukarani w okolicach domu Roberta Bąkiewicza, który jest prezesem Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. "Dwa dni po tym, jak narodowcy zdemolowali Warszawę, PiS urządza łapankę na pokojowo protestujących pod domem Bąkiewicza! Skandal!" - napisała na Twitterze.
Na wpis Gasiuk-Pihowicz zareagował wiceprezes wspomnianego stowarzyszenia. "Skandalem jest zakłócanie miru domowego, wysyłanie gróźb karalnych i ataki na rodzinę. Kompletne dno. I to poseł nazywa "pokojowym protestem"?" - napisał Tomasz Kalinowski. Dodał również nagranie, na którym słychać wulgaryzmy ("Bąkiewicz! Co?! Ty k**wo"), które miały padać w okolicach miejsca zamieszkania Roberta Bąkiewicza.
Zgodnie z rozporządzeniem rządu w zgromadzeniach publicznych może uczestniczyć maksymalnie pięć osób. Uczestnicy mają obowiązek zakrywania ust i nosa oraz muszą zachować odległość 1,5 m od innych osób i 100 metrów od kolejnego zgromadzenia.