Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej otrzymały list od Kamili Głuch z Prokuratury Krajowej, w którym poinformowano, że konieczne jest przeprowadzenie kolejnych badań szczątków najbliższych. Mają one wykazać, czy ofiary katastrofy zginęły w wyniku wybuchu. Poprzednio zebrane próbki wskazały na obrażenia typowe dla wypadków lotniczych - informuje "Gazeta Wyborcza".
W liście wysłanym do rodzin prokurator Kamila Głuch informuje, że "celem wyjaśnienia przesłanek kwalifikowania do badań metodą odczynu immunohistochemicznego z użyciem przeciwciała przeciwko ludzkiej glikoforynie A śladów biologicznych przekazanych do badań hispopatologicznych w toku niniejszego śledztwa, a w szczególności wskazanie przyczyn pominięcia tej metody w badaniach”.
W tym celu badania przeprowadzone mają być przez Katedrę i Zakład medycyny sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Według informacji "Wyborczej" na liście znajdują się "ślady biologiczne" Lecha i Marii Kaczyńskich oraz pozostałych 81 ofiar, które zostały ekshumowane.
Przez pominięcie ww. metody prokuratura uznała, że sporządzone opinie biegłych są "niepewne i wymagają uzupełnienia". - To kolejna próba przeciągania śledztwa, by odwlec moment ogłoszenia wyników ekshumacji, że na ciałach ofiar katastrofy nie odnaleziono śladów jakichkolwiek materiałów wybuchowych - mówi "Wyborczej" Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, która zginęła 10 kwietnia 2010 r.
Pierwsze ekshumacje zarządzono w październiku 2016 roku. Wtedy prokuratura chciała ustalić, czy nie doszło do pomyłek podczas identyfikacji ofiar oraz szukano dowodów wybuchu na pokładzie samolotu prezydenckiego. Ostatnie natomiast odbyły się w 2018 roku. Część rodzin poszła na drogę sądową i wygrała we wrześniu 2018 roku przed Europejski Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Zdecydowano także o wypłaceniu po 16 tys. euro zadośćuczynienia.