Rzecznik KSP o Marszu Niepodległości: Mówimy tak naprawdę o linii frontu, o bitwie

35 rannych policjantów, zatrzymanych ponad 300 osób. Rzecznik Komendy Stołecznej nadkom. Sylwester Marczak podsumował wydarzenia w stolicy podczas Marszu Niepodległości. Ocenił, że wczoraj w Warszawie doszło do "bitwy" chuliganów z policją.

W środę w rejonie ronda de Gaulle'a i między innymi na błoniach Stadionu Narodowego, a wcześniej na ulicy Andersa, doszło do starć chuliganów z policją. W kierunku funkcjonariuszy rzucano między innymi kamieniami i racami. W odpowiedzi policja użyła gazu pieprzowego, a nawet broni gładkolufowej. Rannych zostało kilku policjantów Doszło również do podpalenia mieszkania przy Alei 3 Maja. Rzucona przez chuliganów w stronę budynku raca rozbiła szybę i wpadła do środka, powodując krótkotrwały pożar. Sytuacja została opanowana przez straż pożarną.

Zobacz wideo Wściekła Hanna Lis relacjonuje Marsz Niepodległości. Płonie mieszkanie obok jej domu

Jak poinformował w czwartek nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, ranni policjanci doznali między innymi urazów kręgosłupa, głowy, jeden z nich ma złamaną rękę. Trzy osoby wciąż przebywają w szpitalu. Jeden z policjantów odniósł bardzo poważne obrażenia. Ma uraz mięśnia lewego oka, pęknięty oczodół, doznał urazów twarzoczaszki.

- Gdy mamy do czynienia z agresją wobec policjantów i mienia, widzimy taką, a nie inną reakcję policji. Chcę podkreślić, że działania prowadzone przez policjantów były takie same, jak podczas protestów przedsiębiorców czy marszów kobiet - mówił Marczak. 

- Czy sposobem świętowania jest podpalanie mieszkania? Bo rzucanie rac w kierunku budynku mieszkalnego trudno nazwać manifestowaniem patriotyzmu - pytał retorycznie rzecznik KSP. 

Rzecznik KSP: Zatrzymano ponad 300 osób. Policjanci znaleźli też broń

- Wśród uczestników marszu niestety znalazły się osoby, które można określić po prostu jako chuliganów. Gdy mówimy o tym, w jaki sposób reagowali policjanci, to warto pamiętać o tym, w jakich warunkach się znaleźli. Z nagrań wynika, że w pewnym momencie stali oni w ognisku. Liczba rac i niebezpiecznych przedmiotów, które poleciały w kierunku funkcjonariusz, stanowiła realne zagrożenie dla ich zdrowia i życia - tłumaczył Marczak. 

Stołeczna policja zapowiedziała, że będzie ustalała tożsamość wszystkich uczestników burd i ataków na funkcjonariuszy oraz pociągała ich do odpowiedzialności.

Marczak przekazał też, że wśród chuliganów byli również pseudokibice z całej Polski, dobrze już znani policjantom. - Pomimo tego, co się stało, że jestem przekonany, że większość osób przyszła po prostu świętować. Należy jednak podkreślać, że zgromadzenie było nielegalne. Naszym celem było zadbanie o bezpieczeństwo. To, w jaki sposób o to bezpieczeństwo zadbali organizatorzy, pozostawiam do oceny mediom - stwierdził rzecznik KSP. 

Podpalono mieszkanie na trasie Marszu NiepodległościMarsz Niepodległości. Podpalono mieszkanie, na balkonie obok była tęczowa flaga. Okrzyki: "niech płonie!"

Podczas środowego nielegalnego pochodu zatrzymano ponad 300 osób. W 270 przypadkach - jak mówił Marczak - po wykonaniu czynności przez policję zatrzymane osoby zostały zwolnione. 260 osób ukarano mandatami karnymi, a w 420 o skierowano wnioski o ukaranie do sądu. Łącznie wylegitymowano 700 osób. W związku z tym, że było to zgromadzenie nielegalne, do sanepidu przesłano 655 notatek. Policji nie udało się jeszcze ująć sprawcy podpalenia mieszkania przy alei 3 maja.

- Mamy 40 zdarzeń o charakterze przestępstwa. Mowa tu o naruszeniu nietykalności, kradzieży, znieważeniu policjanta, posiadaniu narkotyków czy udział w zbiegowisku. Zabezpieczyliśmy ponad 100 produktów pirotechnicznych, paralizator i pałki teleskopowe. Zabezpieczyliśmy również broń, która zostanie poddana analizie biegłego - relacjonował Marczak. Dodał, że liczba zatrzymanych może wzrosnąć, a policja będzie publikować na swoich stronach wizerunki poszukiwanych osób. 

Marczak o zachowaniu policjantów: Mówimy tak naprawdę o linii frontu, o bitwie

W trakcie konferencji Marczaka zapytano też o kontrowersje związane z działaniami policjantów podczas zabezpieczania nielegalnego marszu. Na nagraniach widać, jak na stacji Warszawa Stadion funkcjonariusze z oddziałów zwartych biją pałkami dziennikarzy. W kierunku przedstawicieli mediów rzucono też granat hukowy. Natomiast na rondzie de Gaulle'a gumową kulą w twarz trafiony został fotoreporter "Tygodnika Solidarność".

- Mamy ogromny szacunek do pracy dziennikarzy. Współpracujemy ze sobą i się znamy. Naszym celem zawsze jest to, by zapewnić im bezpieczeństwo. Tam, gdzie dochodzi do incydentów, my musimy się pojawić. Bardzo często, gdy używane są usuwane środki przymusu bezpośredniego, pomiędzy linią policjantów a protestującymi pojawiali się dziennikarze i fotoreporterzy. W takim przypadku może się zdarzyć, że doznają oni obrażeń. Szczególnie przykro jest nam z powodu jednego z fotoreporterów. Jest to już wyjaśniane. W trakcie kontroli wyjaśnimy oczywiście wszelkie wątpliwości - tłumaczył Marczak. 

- Na nagraniu z jednej ze stacji widzimy policjantów w oddziale zwartym. Widzimy też ogromną liczbę kamieni, które rzucano w ich stronę. Gdy ktoś nagle podbiega do policjanta ma on sekundę, by zareagować. Mogą więc zdarzyć się sytuacje, do których nie powinno dojść. Ale pamiętajmy, że mówimy tak naprawdę o linii frontu, o bitwie. Z nagrań wynika, że na stadionie czy przed empikiem, mieliśmy do czynienia z bitwą chuliganów. Nikt mnie nie przekona, że była to prowokacja - podkreślił. Marczak stwierdził też w pewnym momencie, że ataków na policjantów mieli dopuścić się również niektórzy dziennikarze i fotoreporterzy. 

Więcej o: