Chociaż według zapowiedzi organizatorów Marsz Niepodległości 2020 miał się odbyć w formie zmotoryzowanej, w wydarzeniu tym brali udział także piesi. Podczas obchodów Święta Niepodległości w Warszawie doszło do starć narodowców z policją. Agresorzy rzucali w mundurowych kamieniami, używali także petard i rac. W wyniku ataku narodowców ogniem zajęło się jedno z mieszkań, zniszczone zostało także przejście przy sklepie Empik przy rondzie de Gaulle'a. Media obiegają także informacje o poszkodowanych dziennikarzach, którzy zostali spałowani, a nawet postrzeleni przez policjantów.
Środowe wydarzenia z Warszawy i zachowanie służb komentował były policjant i były rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Maciej Karczyński. W rozmowie z TVN24 powiedział, że funkcjonariusze, podejmując działania podczas tego typu manifestacji, patrzą na nie całościowo.
- To nie jest tak, jak na filmach, że wejdą policjanci, rozgonią. To jest wielotysięczny tłum, tam są też dzieci, tam są też kobiety, tam są osoby, które naprawdę przyszły świętować ten dzień, a nie szukać zadymy - mówił Karczyński.
Były rzecznik ABW stwierdził, że policjanci muszą "stosować taką taktykę, która jest najbardziej racjonalna dla danej sytuacji", a ta zmienia się jak w kalejdoskopie. Ocenił także, że na rondzie de Gaulle'a, gdzie doszło do aktów agresji ze strony uczestników Marszu Niepodległości, "policja wkroczyła zdecydowanie". Zdaniem Karczyńskiego funkcjonariusze muszą zachowywać ostrożność w tłumie.
- Jak słoń w [składzie] porcelany w tej chwili policjant się porusza, ponieważ jeden nieodpowiedzialny ruch może spowodować eskalację - komentował.
Były rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego stwierdził, że celem służb jest przede wszystkim wyłapanie osób, które łamią prawo i pociągnięcie ich do odpowiedzialności.