Zgodnie z zapowiedziami organizatorów, Marsz Niepodległości miał być w tym roku "zmotoryzowany" ze względu na obostrzenia epidemiczne. "Zapraszamy wszystkich patriotów na godzinę 14 na rondo Dmowskiego" - informował Robert Bąkiewicz ze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Jednak mimo tych zapowiedzi w centrum Warszawy zebrało się kilka tysięcy osób. Doszło do starć z policją.
Gdy tylko marsz wyruszył z ronda Dmowskiego w kierunku ronda de Gaulle'a, warszawska policja zaczęła informować o atakach na funkcjonariuszy - rzucano w nich m.in. racami.
"W rejonie Ronda de Gaulle'a grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwa innych ludzi. Do działań wprowadzono pododdziały zwarte. W celu przywrócenia porządku prawnego wykorzystywane są środki przymusu bezpośredniego"- podała KSP. Policjanci musieli użyć gazu pieprzowego i prawdopodobnie broni gładkolufowej.
Chuligańskie ataki, do których doszło w centrum stolicy, skomentowała rzeczniczka warszawskiego ratusza Karolina Gałecka. - Wszyscy obserwujemy te niepokojące obrazy. Po tym, co widzimy w centrum Warszawy, to święto przestaje być świętem radosnym. Nie są respektowane wyroki sądu, dochodzi do sytuacji bardzo niebezpiecznych. Dostałam przed chwilą informację, że doszło do próby podpalenia drzwi w jednym z biur administracyjnych urzędu miasta przy rondzie de Gaulle'a, w alejach Jerozolimskich. Tam również doszło do starć z policją - przekazała Gałecka w rozmowie z TVN24.
Na miejscu pojawiły się także karetki pogotowia, co najmniej kilka osób zostało rannych. "W stronę, gdzie doszło do starć, pojechały od strony Ronda Dmowskiego trzy karetki pogotowia. Ratownicy opatrują ludzi leżących na chodniku przy al. Jerozolimskich" - podał Onet.
Tekst jest aktualizowany.