Szef "Straży Narodowej" Robert Bąkiewicz chce ochrony policji

Organizator Marszu Niepodległości i szef tak zwanej Straży Narodowej poinformował, że poprosił policję o patrolowanie okolic jego domu. - Działań policji, jak na razie brak - przyznaje Robert Bąkiewicz.

W wywiadzie dla tygodnika "Sieci" Robert Bąkiewicz stwierdził, że ostatnio otrzymuje liczne pogróżki. Wysyłane są one do organizatora Marszu Niepodległości SMS-ami lub przez komunikatory internetowe. - Zapowiadają zrobienie mi krzywdy. Piszą, że "ekipy się na mnie szykują" - dodaje.

Zobacz wideo Protesty po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji

Robert Bąkiewicz, szef Straży Narodowej, poprosił o ochronę policji

- Prosiłem o patrolowanie okolic mojego domu, jadę złożyć zeznania, ale działań policji, jak na razie brak - powiedział szef Straży Narodowej. Według niego policja odpowiada "za eskalację konfliktu". - Neobolszewia została ośmielona brakiem reakcji policji. Przed kościołem św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży policja po prostu zeszła z pola walki i pozwoliła nas - kilkadziesiąt osób - atakować przez rozjuszony wielotysięczny tłum - przekonuje Bąkiewicz.

Wersja organizatora Marszu Równości mija się jednak z relacjami, które przedstawiane są w różnych mediach. W poniedziałek 26 października Straż Narodowa ustawiła się przed kościołem, gdzie odprawiono modlitwę i odśpiewano Rotę. Naprzeciw nich ustawili się protestujący, którzy odśpiewali hymn. Między grupami ustawili się funkcjonariusze. W pewnym momencie w stronę policji i modlących się poleciały petardy. Część ze Straży Narodowej przerwała kordon i ruszyła w tłum protestujących. Policja zatrzymała kilka osób.

Od tamtego momentu świątynię na placu Trzech Krzyży otaczają "obrońcy kościoła" oraz policja, chociaż po poniedziałkowym zdarzeniu przed kościołem nie zorganizowano już żadnego protestu. "Oni tylko czekają pod tymi kościołami, żeby ktoś ich zaczepił. Na to liczą" - komentowała tę sytuacją Magdalena Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

Robert Bąkiewicz o Straży Narodowej: To wynik agresji na kościoły, na Chrystusa i na wiernych

Robert Bąkiewicz w związku z protestami po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji powołał tak zwaną Straż Narodową, której celem była "ochrona kościoła przez manifestującymi". - To wynik agresji na kościoły, na Chrystusa i na wiernych. Jeśli miałbym zebrać naszą aktywność w czasie tych kilku dni, to w skali całego kraju doliczylibyśmy się kilkunastu tysięcy osób, które stanęły z nami naprzeciwko tej barbarii. Z wszystkimi oczywiście nie mamy kontaktu, to jest niemożliwe. W niektórych miasteczkach ludzie sami się organizują - twierdził w wywiadzie.

- Według mnie to preludium rewolucji. Jeśli nikt nad tym nie zapanuje w najbliższych dniach, może się to katastrofalnie skończyć. Płomień nienawiści i masowość protestów wskazują, że będzie bardzo ciężko je wygasić. Emocje są rozpalone do czerwoności. Ogromną odpowiedzialność powinny też wziąć media z obu stron sporu politycznego. Napuszczanie Polaków na siebie, przynajmniej od 10 lat, jest czymś wyjątkowo złym […]. A wszystko to bazuje w dużej mierze na manipulacji, na wybranych faktach, które układa się pod pożądaną tezę. Podsycane konflikty skutkują chaosem na ulicach polskich miast - ocenił dalej Bąkiewicz.

Więcej o: