Szokującego odkrycia dokonano w poniedziałek 31 sierpnia. Zwłoki znajdowały się niedaleko szlaku prowadzącego na Połoninę Wetlińską w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Niedaleko ciała odnaleziono australijskie prawo jazdy należące do 79-letniego mężczyzny.
"Gazeta Wyborcza" podkreśla, że wszystko wskazuje na to, iż zwłoki mogły znajdować się w lesie od dłuższego czasu. Znalezione szczątki były w fatalnym stanie. Śledczy zajmujący się sprawą nie byli w stanie stwierdzić płci znalezionego ciała. Szczątki zabezpieczono i przewieziono do zakładu medycyny sądowej na badania. Prokuratura ma nadzieję, że pozwolą one na określenie przyczyny zgonu.
Znalezione nieopodal ciała australijskie prawo jazdy naprowadziło śledczych na trop możliwej tożsamości zmarłej osoby. Prawo jazdy wskazywało, że jego właścicielem jest 79-letni mieszkaniec Śląska. Na miejscu znaleziono również zegarek z ręcznie nakręcanym mechanizmem. Urządzenie zatrzymało się w listopadzie 2019 r.
Śledczy dotarli do rodziny zmarłego, która przebywa w Australii. Była żona mężczyzny nie utrzymywała z nim kontaktu od ponad 20 lat. Prokuratura zdecydowała, aby pobrać od dzieci mężczyzny materiał genetyczny, który może pomóc w stwierdzeniu, czy szczątki znalezione w Bieszczadach rzeczywiście należą do 79-latka.
Z informacji, do jakich dotarł portal Supernowości24 wynika, że szczątki mogą należeć do byłego, wysoko postawionego działacza "Solidarności". Mężczyzna był internowany za działalność opozycyjną w latach 80-tych w Zakładzie Karnym w Nowym Łupkowie w Bieszczadach.
Po zakończeniu internowania miał wyemigrować z Polski. Prowadząca sprawę Prokuratura Rejonowa w Lesku zapewnia, że oględziny miejsca, w którym znaleziono zwłoki, nie wskazują na udział osób trzecich. Dodaje jednak, że nie można tego wykluczyć, a śledztwo (zgodnie z obowiązującym prawem) jest prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.