Ostatnie wydanie programu "Warto rozmawiać" w TVP poświęcone było pandemii koronawirusa i obowiązującym restrykcjom. Jeden z gości, fizyk dr Mariusz Błochowiak (obecnie prezes spółki wydającej magazyn "Egzorcysta") przekonywał, że "nie ma żadnej epidemii ani pandemii". Tłumaczył, że "w 2018 r. jest podobna liczba zgonów co w 2020 r.". - Jeśli nie ma więcej zgonów, nie ma epidemii - dodał.
Słowom tym sprzeciwił się wirusolog prof. Włodzimierz Gut, doradca Głównego Inspektora Sanitarnego. - Prawdziwa definicja epidemii brzmi: jest to wzrost liczby zachorowań w stosunku do okresu poprzedniego lub pojawienie się nowej liczby zachorowań, jeżeli czynnik nie był znany. Nie mówi nic o liczbie zgonów, czasem mówi się o zwiększonej zapadalności - podkreślił.
Mariusz Błochowiak nie zmienił jednak zdania i dodał później, że "epidemia już się dawno skończyła, już mamy dawno po epidemii" i "nic nadzwyczajnego się nie dzieje".
- Absolutna niezgoda. Epidemia kończy się wtedy, gdy w społeczeństwie mamy wystarczającą liczbę osób uodpornionych, taką, która nie pozwala się rozprzestrzeniać epidemii dalej. Odpornych musi być 50-60 proc. osób. - zareagował fizyk dr Franciszek Rakowski z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Dodał, że "obecnie na świecie nie ma końca epidemii, tylko jest zdławiona ta, która się rozpoczęła".
- Liczba zakażeń nie ma tak naprawdę znaczenia, to, co ma znaczenie, to czy mamy problem z dużą liczbą zgonów, czyli ponadprzeciętną i czy mamy na tyle dużo zachorowań, że potrzebujemy dużo miejsc w szpitalu - mówił dr Mariusz Błochowiak. Stwierdził, że "w szczycie tak zwanej epidemii wolnych było 65 proc. łóżek w szpitalach".
- Przy założeniach nie można było czegoś takiego przewidzieć. W wariancie włoskim dokonywano wyboru zgodnie z teorią katastrof: mam jeden respirator, trzech chorych, dostaje ten, który ma największe szanse. Chciał pan powtórzenia tego u nas? - odparł prof. Włodzimierz Gut.
- Mamy epidemię, tego nie należy kwestionować, ponieważ nigdy nie było tego zjawiska. Mamy pandemię, ponieważ z wyjątkiem Antarktydy występuje na całym świecie. Mamy do czynienia z pewnym systemem zwalczania opartym o działania niespecyficzne w pierwszym rzędzie, ponieważ specyficznych nie ma. Szczepień nie ma - wyjaśnił ekspert.
Pod koniec programu pokazano grafikę obrazującą "wybrane przyczyny zgonu w 2020 r.". Ofiary COVID-19 porównano m.in. z liczbą samobójstw, ofiar wypadków drogowych, a także aborcji.
Eksperci od miesięcy ostrzegają przed zbytnim lekceważeniem koronawirusa i skutków zakażeń. Jak wskazywał przed kilkoma dniami na Twitterze immunolog dr Paweł Grzesiowski, "śmiertelność z powodu COVID-19 jest w Europie obecnie niższa niż w pierwszych miesiącach", co wynika "ze zmian w demografii chorych (więcej młodych osób), poprawy skuteczności leczenia, a nie łagodniejszej odmiany wirusa".
Specjalista przywołał również przykład jednego z brazylijskich miast. "Miasto Manaus, bez lockdownu, 1,8 mln mieszkańców, oficjalnie zmarło [w wyniku zakażenia - red.] od marca 3300 osób = 0.18 proc. Zachorowało prawdopodobnie ok. 90 proc. ludności. Dla porównania, gdyby w Polsce puścić koronawirusa na żywioł, zmarłoby 75 tys. ludzi" - podkreślił.