- Śledczy dalej pracują na miejscu wybuchu. Nowe ustalenia są szokujące. Wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z rozszerzonym samobójstwem. W tej chwili wykonujemy oględziny wewnątrz budynku - powiedział podczas konferencji prasowej podinsp. Tomasz Krupa, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Jak informuje "Kurier Poranny", policja potwierdziła, że na ciałach ofiar były rany kłute. Mężczyzna mieszkający w domu miał wcześniej "wielokrotnie grozić rodzinie" i był dobrze znany policji.
- Trzy ofiary miały na ciele rany cięte i kłute. Na ciele czwartej z ofiar stwierdzono pętlę wisielczą, co wskazuje na samobójstwo - dodał Krupa.
Na miejscu wciąż pracują policjanci, prokurator, strażacy i inspekcja budowlana.
- Okna i drzwi zostały wyrzucone na zewnątrz. Na ulicy mężczyzna restytuował dziewczynkę. Kiedy strażacy weszli wcześniej do środka, to zakręcili gaz i znaleźli trzy osoby dorosłe bez czynności życiowych. Wszystkich ewakuowaliśmy na zewnątrz i przekazaliśmy pogotowiu. Mimo prowadzonej resuscytacji nie udało się przywrócić czynności życiowych - relacjonował wcześniej jeden ze strażaków.
W chwili wybuchu w budynku przebywała czteroosobowa rodzina: dziewczynka w wieku ok. 10 lat oraz rodzice i babcia dziecka. Druga z córek przebywała poza domem - obecnie jest pod opieką psychologów.