Koronawirus utrudnia dostęp do opieki onkologicznej. "Dziadek choruje na raka, musi przyjąć chemię"

Koronawirus sprawił, że liczba osób zgłaszających się do lekarzy i szpitali onkologicznych gwałtownie spadła, a osoby, które mają już diagnozę, mają problem w uzyskaniu szybkiej pomocy. Problem jest bardzo poważny, bo tylko jednego tygodnia w Polsce diagnozę nowotworową dostają 3 tysiące osób, a rocznie - ponad 170 tysięcy. Niektórzy nie mogą przyjąć chemii, bo wciąż wychodzą im pozytywne wyniki testów. "Dziadek musi przyjąć kolejny cykl chemii, ona utrzymuje go przy życiu. Niestety dopóki nie wyjdą dwa ujemne testy, to nie ma o czym marzyć" - pisze nasza czytelniczka.

W pierwszych miesiącach epidemii koronawirusa szpitale onkologiczne alarmowały, że leczenie rozpoczyna znacznie mniej pacjentów, niż działo się to wcześniej - Polskie Towarzystwo Onkologiczne informowało, że w niektórych placówkach spadek nowych zgłoszeń wynosił aż 50 procent. Do pacjentów zwrócono się z apelem, by nie zwlekali ze zgłaszaniem się do lekarzy, gdy zaobserwowali u siebie niepokojące objawy. Po kilku miesiącach sytuacja nie poprawiła się, a lekarze prognozują, że na jesieni może być jeszcze gorzej. 

Zobacz wideo W przyłbicy albo maseczce do szkoły? MEN: Zastanawiamy się nad wprowadzeniem nakazu w przestrzeniach wspólnych

Koronawirus a leczenie onkologiczne. "Dziadek choruje na raka, musi przyjąć chemię"

Sam dostęp do leczenia w wielu przypadkach też jest utrudniony - z powodu koronawirusa wielokrotnie czasowo wstrzymywano przyjęcia i zamykano oddziały onkologiczne, a ostatnio - m.in. blok operacyjny w Centrum Onkologii. Utrudnienia dotyczą dostępu do leczenia, a zwłaszcza - do diagnostyki, bo część przychodni i placówek medycznych przeszła na tzw. teleporady, które przedłużają procedury i sprawiają, że niejednokrotnie odsyłanie pacjenta "od lekarza do lekarza" trwa przez wiele tygodni. Szpitale pracują w ostrym reżimie sanitarnym.

Nasza czytelniczka, pani Judyta, w mailu do redakcji opisała sytuację dziadka, który już w trakcie leczenia onkologicznego (przed przyjęciem kolejnej sesji chemioterapii) miał przeprowadzony test na koronawirusa - wyszedł pozytywny. Mężczyzna nie miał objawów, został poddany izolacji, ale ta nie skończyła się po dwóch tygodniach. "Wpadł" w stare wytyczne, według których osoby zakażone powinny być zatrzymywane w izolacji do skutku, aż otrzymają dwa wyniki negatywne (zdaniem epidemiologów nie ma to sensu, bo wirus w organizmie jest obecny jeszcze długo po zakażeniu). Minister zdrowia podjął decyzję o zmianie tych procedur w czwartek 27 sierpnia - ale wejdą w życiu dopiero 2 tygodnie po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw. Pani Judyta opisuje, że z powodu tych wytycznych mężczyzna nie może przyjąć chemii.

Po 14 dniach kolejne testy. U dziadka kolejny wynik pozytywny. Leży w szpitalu - nic mu nie jest, oprócz tego, że choruje na raka i musi przyjąć kolejny cykl chemii, ponieważ to ona utrzymuje go przy życiu. Niestety dopóki nie wyjdą dwa ujemne testy nie ma o czym marzyć. Rak ma ucztę, może panoszyć się po organizmie

- opisuje. "Czekamy na zmianę procedur, które pozwolą nam w końcu żyć normalnie, a dziadkowi dzieci przyjąć chemię i ratować własne życie" - dodaje.

Z danych Polskiego Towarzystwa Onkologicznego wynika, że w ciągu każdego tygodnia 3 tysiące osób w Polsce dowiadują się, że mają nowotwór. W skali roku nowych zachorowań na nowotwory jest w Polsce ok. 170 tysięcy. Lekarze apelują do pacjentów, by nie zwlekali ze zgłaszaniem się do lekarza. - Chorzy, którzy do nas trafiają, bardzo często mają diagnostykę spóźnioną o kilka miesięcy - powiedziała w rozmowie z Onetem ordynator Oddziału Chorób Płuc z Pododdziałem Onkologicznym szpitala Jana Pawła II w Krakowie.

Miałeś problemy z dostępem do służby zdrowia bądź diagnostyką podczas epidemii, a może masz inną historię związaną z koronawirusem, którą chcesz się podzielić? Napisz do nas na redakcjagazetapl@agora.pl

Więcej o: