W pierwszych miesiącach epidemii koronawirusa szpitale onkologiczne alarmowały, że leczenie rozpoczyna znacznie mniej pacjentów, niż działo się to wcześniej - Polskie Towarzystwo Onkologiczne informowało, że w niektórych placówkach spadek nowych zgłoszeń wynosił aż 50 procent. Do pacjentów zwrócono się z apelem, by nie zwlekali ze zgłaszaniem się do lekarzy, gdy zaobserwowali u siebie niepokojące objawy. Po kilku miesiącach sytuacja nie poprawiła się, a lekarze prognozują, że na jesieni może być jeszcze gorzej.
Sam dostęp do leczenia w wielu przypadkach też jest utrudniony - z powodu koronawirusa wielokrotnie czasowo wstrzymywano przyjęcia i zamykano oddziały onkologiczne, a ostatnio - m.in. blok operacyjny w Centrum Onkologii. Utrudnienia dotyczą dostępu do leczenia, a zwłaszcza - do diagnostyki, bo część przychodni i placówek medycznych przeszła na tzw. teleporady, które przedłużają procedury i sprawiają, że niejednokrotnie odsyłanie pacjenta "od lekarza do lekarza" trwa przez wiele tygodni. Szpitale pracują w ostrym reżimie sanitarnym.
Nasza czytelniczka, pani Judyta, w mailu do redakcji opisała sytuację dziadka, który już w trakcie leczenia onkologicznego (przed przyjęciem kolejnej sesji chemioterapii) miał przeprowadzony test na koronawirusa - wyszedł pozytywny. Mężczyzna nie miał objawów, został poddany izolacji, ale ta nie skończyła się po dwóch tygodniach. "Wpadł" w stare wytyczne, według których osoby zakażone powinny być zatrzymywane w izolacji do skutku, aż otrzymają dwa wyniki negatywne (zdaniem epidemiologów nie ma to sensu, bo wirus w organizmie jest obecny jeszcze długo po zakażeniu). Minister zdrowia podjął decyzję o zmianie tych procedur w czwartek 27 sierpnia - ale wejdą w życiu dopiero 2 tygodnie po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw. Pani Judyta opisuje, że z powodu tych wytycznych mężczyzna nie może przyjąć chemii.
Po 14 dniach kolejne testy. U dziadka kolejny wynik pozytywny. Leży w szpitalu - nic mu nie jest, oprócz tego, że choruje na raka i musi przyjąć kolejny cykl chemii, ponieważ to ona utrzymuje go przy życiu. Niestety dopóki nie wyjdą dwa ujemne testy nie ma o czym marzyć. Rak ma ucztę, może panoszyć się po organizmie
- opisuje. "Czekamy na zmianę procedur, które pozwolą nam w końcu żyć normalnie, a dziadkowi dzieci przyjąć chemię i ratować własne życie" - dodaje.
Z danych Polskiego Towarzystwa Onkologicznego wynika, że w ciągu każdego tygodnia 3 tysiące osób w Polsce dowiadują się, że mają nowotwór. W skali roku nowych zachorowań na nowotwory jest w Polsce ok. 170 tysięcy. Lekarze apelują do pacjentów, by nie zwlekali ze zgłaszaniem się do lekarza. - Chorzy, którzy do nas trafiają, bardzo często mają diagnostykę spóźnioną o kilka miesięcy - powiedziała w rozmowie z Onetem ordynator Oddziału Chorób Płuc z Pododdziałem Onkologicznym szpitala Jana Pawła II w Krakowie.
Miałeś problemy z dostępem do służby zdrowia bądź diagnostyką podczas epidemii, a może masz inną historię związaną z koronawirusem, którą chcesz się podzielić? Napisz do nas na redakcjagazetapl@agora.pl