Stanisław B. trafił do szpitala psychiatrycznego w Rybniku po tym, jak ukradł kilka opakowań kawy. Skradzione przez niego towary były warte w sumie 337 zł. Mężczyzna był już znany wymiarowi sprawiedliwości, bo miał na koncie inne drobne kradzieże. W toku badań orzeczono, że jest niepoczytalny i może stanowić zagrożenie - relacjonuje Polsat News.
Stanisław B. trafił do szpitala psychiatrycznego w 2008 roku. Jego pobyt w tej placówce kilkukrotnie wydłużano. W 2016 roku wyszedł na wolność, bo Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar wniósł w jego sprawie kasację. Sprawa Stanisława B. wróciła do sądu, jednak tym razem wystąpił on w roli poszkodowanego, a nie przestępcy.
Opinia psychiatrów z Instytutu Ekspertyz Sądowych wskazywała, że Stanisław B. nie stwarzał zagrożenia dla siebie i innych, a co za tym idzie, nie powinien przebywać w szpitalu psychiatrycznym. Mężczyzna domagał się 11 milionów odszkodowania, jednak sąd pierwszej instancji przyznał mu odszkodowanie w wysokości miliona złotych. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego.
- Poddawano go eksperymentom, by ktoś na tej podstawie mógł napisać kolejną pracę dla studentów. To np. były elektrowstrząsy, które wykonywano aparaturą z 1979 r. Faszerowano lekami w dawkach, które były nieuzasadnione medycznie i ponad stosowaną zwykle miarę - mówił na sali rozpraw mec. Piotr Wojaszak, który reprezentował Stanisława B. Jego słowa cytuje portal żory.naszemiasto.pl.
Sąd Apelacyjny orzekł, że mężczyźnie, który spędził osiem lat w szpitalu psychiatrycznym, należą się dwa miliony złotych odszkodowania. Wyrok ten jest prawomocny. Sędzia Krzysztof Marcinkowski podkreślił, że państwo musi ponosić odpowiedzialność za swoje instytucje, a sąd okręgowy popełnił błąd.
- O tym jak funkcjonował szpital, niech świadczy fakt, że Stanisławowi B. odmawiano nawet podawania wody, by „mu się leki z ciała nie wypłukały” - mówił sędzia.