Jako pierwsza nieoficjalnie o takim przebiegu sprawy informowała wrocławska "Gazeta Wyborcza". Chodzi o wykroczenie polegające na umieszczaniu nieprzyzwoitych treści w przestrzeni publicznej. Konkretnie - plakatów z płodami po aborcji. Sprawa toczy się od grudnia 2019 r. Pod wpływem skarg mieszkańców straż miejska chciała ukarać Adama B., przedstawiciela Fundacji Pro Prawo do Życia, który prezentował plakaty.
W ostatniej chwili jednak do sprawy włączyła się prokuratura. Według prokuratorów, z którymi rozmawiał dziennik, polecenie "przyszło z góry".
- W mojej 10-letniej karierze podpisałem około sześć, siedem tysięcy wniosków o ukaranie. Nigdy nie zdarzyło się, aby prokurator przejął postępowanie, mimo że były to sprawy znacznie poważniejszej rangi, jak na przykład działalność klubów nocnych, gdzie przecież zapadały wyroki karne. W takiej sytuacji zostajemy przesadzeni z ławki dla oskarżyciela na ławkę dla publiczności. Nie mamy możliwości składania zażalenia czy sporządzenia apelacji - mówi w TVN24 Piotr Szereda, oskarżyciel ze strony straży miejskiej.
Sąd Okręgowy we Wrocławiu poinformował, że prokurator po włączeniu się do sprawy odstąpił od wniosku o ukaranie. Sąd więc musiał umorzyć postępowania. - Często się zdarza, że źle interpretuje się przepisy prawa. Prawnokarna ocena może być różna pod kątem obyczajowym, moralnym czy etycznym. W tym przypadku nie wyczerpano znamion wykroczenia. Nie oceniałam tego, czy takie zdjęcia naruszają wrażliwość obywateli. Zdjęcia te zawierają treści okrutne, ale nie są nieprzyzwoite - tłumaczy w TVN24 Małgorzata Abramczuk, zastępca prokuratora rejonowego dla Wrocławia Starego Miasta.