Podkomisja, która zajmuje się badaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej została powołana w lutym 2016 roku przez ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Raport komisji miał zostać przedstawiony 10 kwietnia 2020 roku, jednak "ze względu na stan pandemii publikacja została przesunięta". Wyniki prac podkomisji przedstawione zostały 31 lipca.
Były szef MON w Polskim Radiu 24 wyjaśnił, jakie są ustalenia podkomisji smoleńskiej. Antoni Macierewicz w miesięcznicę katastrofy po raz kolejny mówił o wybuchu i opowiadał o kolejnych rzekomych "przesądzających dowodach", które miały zostać zebrane przez ekspertów. Według nich na częściach samolotu miały zostać znalezione materiały wybuchowe, między innymi trotyl i hexogen. Drugim z rzekomych dowodów ma być utrata końcówki lewego skrzydła, a trzecim symulacje Narodowego Instytutu Badań Lotniczych Uniwersytetu Wichita.
Antoni Macierewicz skrytykował też raporty Tatiany Anodiny i Jerzego Millera, uznając je za fałszywe. - Pokazali nam zupełnie inną katastrofę niż ta, która miała miejsce naprawdę - przekonywał polityk.
Tezom wygłaszanym przez byłego ministra obrony narodowej wielokrotnie zaprzeczał m.in. dr Maciej Lasek, który w latach 2010-2011 był członkiem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, utworzonej do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.
- Hipotezę o świadomym i celowym spowodowaniu katastrofy odrzuciliśmy, ale nie od razu. To kolejne analizy wykluczały teorie o zamachu. Skorzystaliśmy też z pracy Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, który w 2010 r. przeprowadził badania na obecność materiałów wybuchowych i produktów ich przemiany. Wyniki są w naszym raporcie: śladów brak. Przeanalizowaliśmy teorię o zamachu bombowym na Tu-154M i ją wykluczyliśmy - podkreślał dr Lasek w rozmowie z Gazeta.pl w 2018 r.
- Teorie Podkomisji się zmieniają, sam więc z zaciekawieniem liczę kolejne wybuchy i miejsca rozłożenia bomb. A jest ich dużo. Wedle ich tez na rok przed 10 kwietnia 2010 r. w Samarze podczas remontu Rosjanie zamontowali paski detonacyjne. Przez rok z tymi bombami latali i gdyby nie lot do Smoleńska, to jeszcze przez kolejne lata bomby kurzyłyby się na pokładzie Tu-154M? Absurd - dodał ekspert.