Piątkowy protest na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie związany był z decyzją sądu o areszcie dla aktywistki LGBT Margot. Prokuratura poinformowała, że podejrzana jest ona o czyn chuligański, polegający na udziale w zbiegowisku, brutalnym zaatakowaniu działacza Fundacji Pro Life i niszczeniu mienia należącego do fundacji (homofobicznej furgonetki). Miało do tego dojść 27 czerwca.
Uczestnicy manifestacji, w tym parlamentarzyści i dziennikarze, informowali w piątek w mediach społecznościowych o brutalności policji. Funkcjonariusze twierdzą jednak, że to tłum był agresywny. Zatrzymano łącznie 48 osób.
Czytaj więcej: Zatrzymanie aktywistki LGBT przerodziło się w protest. "Niewiarygodna brutalność policji"
Jak poinformowała w sobotę po południu Komenda Stołeczna Policji, zwolnionych do domów zostało dotychczas kilka osób. Nie wiadomo, kiedy zostaną zwolnione pozostałe. Policja ma zgodnie z prawem 48 godzin na wykonanie czynności. Nadkom. Sylwester Marczak z KSP podkreślał w TVN24, że funkcjonariuszom zależy na tym, by "niepotrzebnie zatrzymanych za długo nie trzymać".
Wszystkie 48 osób usłyszało zarzut czynnego udziału w zbiegowisku, w pojedynczych przypadkach są to zarzuty związane m.in. z uszkodzeniem radiowozu i policyjnego sprzętu. Osiem osób już zapowiedziało, że będzie składać zażalenie na zatrzymanie.
Politycy Koalicji Obywatelskiej i Lewicy alarmowali w piątek wieczorem, że zatrzymanym utrudniano m.in. dostęp do adwokatów.
- Od samego początku, tam, gdzie mieliśmy żądanie związane czy to z poinformowaniem obrońcy o zatrzymaniu, spotkaniem z obrońcą czy poinformowaniem najbliższych, takie czynności były wykonywane przez nas niezwłocznie - zaznaczył w sobotę nadkom. Sylwester Marczak.
Cały czas pojawiały się w mediach informacje związane z tym, że nasze działania mogą mieć znaczenie od strony światopoglądowej. Nie, podkreślam, że podstawą naszego działania jest fakt naruszenia norm prawnych. Stąd nasze wczorajsze interwencje. (...) Nie ma dla nas, i dla sądu i prokuratury, znaczenia, jakie poglądy ma osoba, wobec której zastosowano środek. Istotny jest fakt, do jakiego postępowania została zatrzymana ta osoba
- podkreślił rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Odnosząc się do działań funkcjonariuszy na Krakowskim Przedmieściu stwierdził, że nie można powiedzieć, że "policjanci działali prowokacyjnie", a zachowanie funkcjonariuszy było, jego zdaniem, "dynamiczne, profesjonalne i właściwe".
- Nie możemy sobie pozwolić na emocje, tylko na profesjonalizm. Tam, gdzie mamy do czynienia z agresją, musi być zastosowana siła fizyczna - wskazał.
Według nadkom. Sylwestra Marczaka, funkcjonariusze nie mogli zatrzymać Margot tam, gdzie się pierwotnie znajdowała, czyli w siedzibie Kampanii Przeciw Homofobii na Solcu. Jak tłumaczył rzecznik KPH, była tam wówczas "mała grupa policjantów" i kilkudziesięciu protestujących. Stwierdził, że istniało zagrożenie, że do zatrzymania nie doszłoby w bezpiecznych okolicznościach, a funkcjonariusze mogliby zostać ranni.