Sąd zdecydował o aresztowaniu na dwa miesiące aktywistki LGBT ws. homofobicznej furgonetki

Margot, aktywistka LGBT z grupy odpowiedzialnej m.in. za wywieszane tęczowych flag na pomnikach w Warszawie, trafi do aresztu na dwa miesiące - informują posłanki Lewicy. W drugiej instancji sąd przychylił się do wniosku prokuratury. Areszt dotyczy nie sprawy flag na pomnikach, a zatrzymania przez aktywistów furgonetki z homofobicznymi hasłami. Zarzuty to zniszczenie mienia i szarpaniny z mężczyzną.

O decyzji sądu ws. aresztowania Małgorzaty, aktywistki działającej pod pseudonimem Margot, poinformowała Kampania Przeciwko Homofobii oraz posłanki Lewicy. 

"Jesteśmy pod (siedzibą - red.) Kampanii Przeciwko Homofobii, gdzie za chwilę ma dojść do aresztowania aktywistki Margot. Nadjechały już trzy policyjne furgonetki. Po jedną osobę. Trzy furgonetki" - napisała  posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Aktywistka w lipcu usłyszała zarzuty dot. zniszczenia homofobicznej furgonetki. Sąd w pierwszej instancji nie przychylił się do wniosku prokuratury o areszt, ale po odwołaniu się sąd drugiej instancji zdecydował o aresztowaniu aktywistki. 

W rozmowie z Gazeta.pl Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie potwierdziła, że w piątek sąd na wniosek prokuratury zastosował dwumiesięczny areszt wobec jednej osoby w związku ze sprawą uszkodzenia furgonetki. 

Posłanka Lewicy Daria Gosek-Popiołek napisała, że "podstawami do zastosowania tymczasowego aresztu są: obawa ukrywania się, obawa mataczenia lub obawa wysokiej kary. Nie zachodzi tu żadna z tych przesłanek. Margot nie ukrywa się, nie ma jak utrudniać śledczym pracę i zdecydowanie nie mamy do czynienia z poważnym przestępstwem".

"Wszystkich nas nie zamkniecie"

Przed siedzibą Kampami Przeciwko Homofobii zebrał się tłum protestujących przeciwko aresztowi dla aktywistki oraz grupa posłanek i posłów Lewicy.

"Ludzie krzyczą m.in. 'Wszystkich nas nie zamkniecie', 'Kiedy państwo mnie nie chroni - moje siostry będę bronić'" - pisze dziennikarka Gazeta.pl Wiktoria Beczek, która jest na miejscu. 

Po pewnym czasie Margot opuściła siedzibę Kampanii Przeciwko Homofobii, ale obecni na miejscu policjanci nie chcieli jej zatrzymać w celu doprowadzenia do aresztu. Po tym razem z protestującymi udała się przed kościół Świętego Krzyża. Tam została zatrzymana przez nieumundurowanych policjantów i zabrana do nieoznakowanego radiowozu. Zgromadzeniu protestujący podjęli próbę jego blokowania - pisuje Wiktoria Beczek.  

Zarzuty ws. zniszczenia homofobicznej furgonetki

Margot to jedna z aktywistek zatrzymanych niedawno w związku ze sprawą "znieważenia pomników" i obrazy uczuć religijnych przez powierzenie tęczowych flag na kilku warszawskich pomnikach. Jednak wniosek prokuratury o areszt dotyczył innej sprawy. 

Jak opisywała w lipcu stołeczna "Gazeta Wyborcza", Margot została została zatrzymana i usłyszała zarzuty dot. zdarzenia z końca czerwca. Należący do Fundacji "Pro Prawo do Życia" samochód, który jeździ po mieście i odtwarza homofobiczne hasła, miał zostać zatrzymany i uszkodzony m.in. przez oblanie farbą i przebicie opon i plandeki z homofobicznymi treściami. Szkody oszacowano na sześć tysięcy złotych. Ponadto - wg prokuratury - Margot miała wywrócić Łukasza K., kierowcę samochodu. 

Zarzuty wobec niej dotyczą udziału w zbiegowisku, uszkodzenia mienia, przepychanki z Łukaszem K. i "czynu o charakterze chuligańskim". Najpoważniejszym z nich jest uszkodzenie mienia, za co grozi do pięciu lat więzienia. Jak pisała "Wyborcza", prokuratura wnioskowała o areszt w związku z obawą utrudnienia postępowania i ucieczki. W połowie lipca - podało Oko.press - Sad Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa odrzucił wniosek prokuratury o areszt i zamiast tego zastosował dozór policyjny i kaucję. Jednak prokuratura odwołała się od tej decyzji i w drugiej instancji sąd przychylił się do wniosku o areszt.

Więcej o: