O sytuacji do jakiej doszło w Nowym Dworze Gdańskim poinformował portal TVN24. Pięcioosobowa rodzina przebywała na urlopie od kilku dni. Okazało się, że jeszcze przed wyjazdem, jedno z dzieci miało kontakt z księdzem z Krakowa, u którego wykryto zakażenie koronawirusem.
Po otrzymaniu informacji z Małopolski, pracownicy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Nowym Dworze Gdańskim udali się do rodziny, aby poinformować ją o zagrożeniu oraz obowiązku odbycia kwarantanny.
Rodzina nie chciała jednak przerwać swoich wakacji i zastosować się do obowiązków wskazanych przez przedstawicieli sanepidu.
- Zaczęli podważać zarówno nasze działania, jak i ustalenia sanepidu krakowskiego, twierdząc, że chłopiec stał od księdza daleko, że nie widzą podstaw do kwarantanny, a my jako inspekcja sanitarna psujemy im urlop - powiedział w rozmowie z TVN24, Tomasz Bojar-Fijałkowski, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Nowym Dworze Gdańskim.
Jak podaje portal, matka chłopca stwierdziła, że działania służb niszczą jej spokój psychiczny, a straconego urlopu nikt jej nie wróci. Stwierdziła, że "nie po to ma urlop, żeby spędzała go tak, jak chce tego inspektor sanitarny". Sanepid musiał poprosić o pomoc policję. Kobieta jednak ponownie odmówiła przyjęcia decyzji o obowiązku odbycia kwarantanny. Decyzja została więc jej odczytana.
Właściciel hotelu, w którym przebywała rodzina, poprosił ją o opuszczenie ośrodka. W ten sposób, rodzina został zmuszona do powrotu do Krakowa. Po powrocie rodzina udała się na kwarantannę. Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Krakowie zajmie się wymierzeniem rodzinie kary pieniężnej za odmowę odbycia kwarantanny.
Po publikacji materiału, do TVN24 zwróciła się kobieta, podająca się za bohaterkę artykułu. Kobieta zaprzeczyła wersji podanej przez sanepid. Według niej, od odczytania decyzji o obowiązku odbycia kwarantanny do wyjazdu rodziny do Krakowa minęły 3 godziny. Kobieta zaprzeczyła również, jakoby chciała zostać z rodziną na wakacjach.