Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do Sądu Rejonowego Kraków Nowa Huta w Krakowie akt oskarżenia w sprawie ograniczenia praw pracowniczych ze względu na wyznanie. "Kierowniczka ds. zarządzania zasobami ludzkimi w sieci handlowej IKEA, która zwolniła pracownika po zamieszczeniu przez niego na wewnętrznym firmowym forum intranetowym cytatów z Biblii, odpowie przed sądem za występek polegający na ograniczaniu praw pracowniczych ze względu na wyznanie" - czytamy na stronie warszawskiej prokuratury.
Wpisy zwolnionego pracownika w wewnętrznej sieci przeznaczonej do komunikacji z pracownikami miały związek z ogłoszonym w maju zeszłego roku przez IKEA dniem solidarności z osobami LGBT, który odbywał się z okazji obchodów Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, Bifobii i Transfobii i prezentował stanowisko firmy w tej sprawie.
"Mężczyzna wziął tego dnia urlop na żądanie, by nie uczestniczyć w wydarzeniu, które uważał za sprzeczne ze swoim sumieniem" - czytamy w stanowisku prokuratury.
Następnego dnia w firmowym intranecie opublikowano artykuł "Włączanie LGBT+ jest obowiązkiem każdego z nas", który promował politykę równouprawnienia, obowiązującą w firmie. Mężczyzna postanowił skomentować wpis, wklejając dwa cytaty z Biblii, dyskryminujące osoby LGBT, m.in., że "biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia" oraz "ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość".
Akceptacja i promowanie homoseksualizmu i innych dewiacji to sianie zgorszenia. Pismo Święte mówi: "Biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia, lepiej by mu było uwiązać kamień młyński u szyi i pogrążyć go w głębokościach morskich". A także: "Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich"
- brzmiał wpis mężczyzny. Po tych komentarzach pracownik krakowskiej IKEI został zwolniony.
IKEA to firma otwarta światopoglądowo. Wśród nas są osoby różnych wierzeń, w tym wielu katolików. Szanujemy siebie wzajemnie, swoje poglądy i religie. Każdy ma prawo być sobą, czuć się bezpiecznie i być traktowany na równych prawach, z szacunkiem, jak każdy inny pracownik. W naszym miejscu pracy nie ma jednak miejsca na naruszanie godności innych pracowników, krzywdzenia osób ze względu na ich cechy osobiste, poglądy czy religie. Otwartość na inne poglądy nie może stać się przyzwoleniem na słowną agresję wobec innych, wyrażoną w mediach elektronicznych, a także w bezpośrednich rozmowach z innymi pracownikami. (...). Podkreślam, nie poglądy stanowiły problem, ale sposób wyrażania swoich opinii, który wyklucza inne osoby. Podobne działania podjęlibyśmy w przypadku naruszenia godności każdej innej grupy (np. katolików)
- brzmiał fragment oświadczenia IKEI, które opublikowano w związku z tą sprawą. Dodano także, że do działu kadr zgłaszało się wielu pracowników "poruszonych wpisem" Tomasza K.
"Z materiału dowodowego, zebranego przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga w Warszawie, wynika, że decyzja o zwolnieniu pokrzywdzonego była wynikiem arbitralnych ocen i uprzedzeń przedstawicielki pracodawcy względem pracownika, który wyrażając swą opinię, odwołał się do wartości katolickich" - czytamy w stanowisku prokuratury.
Kierując do sądu akt oskarżenia, prokuratura miała na względzie przepisy Konstytucji RP, które zapewniają każdemu wolność sumienia i religii (art. 53) oraz wolność wyrażania poglądów (art. 54), a także biorą pod szczególną ochronę pracę, stanowiąc, że państwo sprawuje nadzór nad warunkami jej wykonywania (art. 24). Pracodawca, w tym koncern międzynarodowy, jest obowiązany do poszanowania prywatności pracowników, w tym unikania w stosunku do nich działań ideologicznych spoza sfery pracowniczej, a ponadto do poszanowania wolności wyrażania poglądów, sumienia i religii oraz niedyskryminowania pracowników z powodu ich światopoglądu
- argumentuje prokuratura.
Kobiecie, zgodnie z art. 194 Kodeksu karnego, grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do dwóch lat.
To, że pracownika zwolniono za "cytowanie Biblii", dementowała Anna Błaszczak-Banasiak z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Prawniczka wyjaśniała m.in., że firma próbowała porozumieć się z Tomaszem K., jednak ten nie zgodził się na usunięcie komentarzy. Co więcej, Państwowa Inspekcja Pracy nie dopatrzyła się żadnych błędów w postępowaniu pracodawcy.