We wtorek "Gazeta Wyborcza" opublikowała tekst, w którym opisano relację 20-letniej Magdy Nowakowskiej. Kobieta twierdzi, że jako dziecko była gwałcona przez najstarszego syna obecnego członka zarządu TVP Jacka Kurskiego. Sprawa była dwukrotnie umarzana przez prokuraturę. Ojciec kobiety był w przeszłości m.in. asystentem Kurskiego, gdy ten był europosłem Prawa i Sprawiedliwości.
Przed publikacją tekstu syn Kurskiego nie skomentował sprawy, podobnie na prośbę o stanowisko nie zareagował były prezes Telewizji Polskiej.
Ostatecznie we wtorek przed południem Jacek Kurski zdecydował się opublikować na Twitterze oświadczenie.
Stwierdził on, że doszło do "ataku "Gazety Wyborczej" na jego syna". Jak wskazał były prezes TVP, sprawą zajmowała się prokuratura za czasów Andrzeja Seremeta, który był Prokuratorem Generalnym w latach 2010-2016. Według Kurskiego, biegli "poddali w wątpliwość prawdziwość relacji" kobiety, a ona sama nie zdecydowała się wraz z rodziną na zaskarżenie decyzji prokuratury.
"Nigdy nie wpływałem na bieg śledztwa w tej sprawie" - podkreślił Jacek Kurski, dodając, że w 2017 r. był w "osobistym konflikcie" z Prokuratorem Generalnym Zbigniewem Ziobrą.
Według byłego prezesa TVP, w sprawie opisanej przez "GW" "nic się nie zgadza" (Jacek Kurski wytyka nieścisłości związane z latami, w których miało dojść do krzywdzenia kobiety), a celem "jednoznacznie politycznego ataku" jest on sam.
Sprawa" była nadto wykorzystywana w ramach osobistej zemsty do szantażu i próby wyłudzenia wysokich stanowisk w spółkach Skarbu Państwa przez ojca dziewczyny, alkoholika, którego w związku ze skargami Dyrekcji Generalnej Parlamentu Europejskiego zwolniłem z prestiżowej funkcji asystenta akredytowanego
- dodał Kurski. Podkreślił również, że jego syn (obecnie 29-letni) jako osoba dorosła sam zdecyduje o dalszych krokach prawnych.