O zaginięciu Iwony Wieczorek w lipcu 2010 r. usłyszała cała Polska. 19-latka bawiła się w jednym z klubów w Sopocie wraz ze znajomymi. W pewnym momencie pokłóciła się z koleżanką i postanowiła sama wrócić do domu. Sygnał telefonu Iwony Wieczorek urwał się przed godz. 4 rano na granicy Sopotu i Gdyni. Kamery monitoringu zarejestrowały dziewczynę, gdy szła deptakiem w okolicy Jelitkowa, w odległości ok. 20 minut do domu.
Iwona Wieczorek na zapisie z monitoringu fot. materiały operacyjne Policji
Przesłuchano ok. 300 osób, policja prowadziła poszukiwania m.in. na terenie ogrodów działkowych w Sopocie. Po 10 latach wciąż jednak nie wiadomo, co stało się z zaginioną. W ubiegłym roku śledztwo w tej sprawie przejęło tzw. Archiwum X, które jest częścią Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie.
Hipotezy, które pojawiały się w przestrzeni medialnej, były liczne. Śledczy nie wykluczali, że nastolatka mogła wsiąść do auta znajomej osoby, a następnie zostać zamordowana. Zajmujący się sprawą dziennikarz Janusz Szostak uważa, że mogło również dojść do nieszczęśliwego wypadku. Iwona Wieczorek mogła zostać np. popchnięta i uderzyć się w głowę, a sprawca lub sprawcy z obawy przed konsekwencjami postanowili ukryć ciało na terenie ogródków działkowych.
Prof. dr hab. Brunon Hołyst, dyrektor Instytutu Kryminalistyki i Kryminologii, Wydział Prawa i Administracji, Katedra Prawa Karnego Uczelni Łazarskiego w Warszawie: Czas oddala możliwość ustalenia sprawcy, ponieważ zanikają ślady, dowody. Ludzka pamięć jest wybiórcza, pewne rzeczy się pamięta, inne nie. Jeżeli na początku śledztwa popełniono pewne błędy, to trudno potem zrekonstruować przebieg zdarzenia.
Znamy przepadki, że wyjaśniano sprawy po 20-30 latach. Ważna jest w tym wszystkim rola przypadku. W literaturze niemieckiej mówi się wręcz o majestacie przypadku w śledztwie. Zdarza się, że świadkowie w pierwszej fazie śledztwa nie zgłaszają, że mają jakiekolwiek informacje. Dopiero po pewnym czasie w wyniku obudzenia się pewnej świadomości obywatelskiej, wyrzutów sumienia, namowy innych osób mówią prawdę, co doprowadza do ujęcia sprawcy.
Śledztwo jest utrudnione, jeśli nie znaleziono zwłok. Kiedyś obowiązywała taka doktryna w procesie karnym, że jeśli nie ma zwłok, to nie można kogoś oskarżyć o zabójstwo. Tak było np. z porwaniem i prawdopodobnie zabójstwem lekarki z Płocka. Oskarżono sprawcę o pozbawienie wolności człowieka, choć był on też prawdopodobnie sprawcą zabójstwa. To był taki ersatz aktu oskarżenia o zabójstwo.
Przez 10 lat dorosła osoba, pełnosprawna psychicznie i fizycznie nie dałaby znaku życia? Nie chcę mówić brutalnie, ale istnieją minimalne szanse, że ona żyje. To mało prawdopodobne.
Jeżeli dobrze zbadano relacje z kolegami i koleżankami i nie ustalono sprawcy w tym środowisku, to według mnie mógł być to sprawca okazjonalny, przypadkowy, który nie miał wcześniejszych związków z Iwoną.
Mógł wykorzystać, że szła sama. Musiał też mieć samochód. Jeżeli zwłok nie znaleziono w pobliżu, to znaczy, że zostały wywiezione, mogły zostać też wrzucone np. do morza.
Po przesłuchaniu nie mogą pozostawać żadne wątpliwości, a jeśli takie są, to muszą za tym pójść czynności wyjaśniające. Policjantów i prokuratorów trzeba szkolić w zakresie psychologii kryminalistycznej. Znajomość problematyki psychologicznej jest bardzo słaba.
Iwona Wieczorek z psem Kiką (fot. arch. prywatne) Iwona Wieczorek z psem Kiką (fot. arch. prywatne)
W takim przypadku powinna to być kobieta psycholog, nie tylko z doświadczeniem policyjnym, ale i ogólnym, w zakresie psychologii społecznej.
To podstawowe błędy. Zastanawiam się chociażby nad tym, dlaczego nie wykorzystano od razu psów tropiących.
Powiem ostrożnie: zwiększyłoby to szanse na ustalenie sprawcy.
Zdarza się, że np. osoby nieletnie gdzieś uciekają, przez pewien czas ich nie ma, jakoś się odnajdują. Funkcjonariuszom wydawało się najwyraźniej, że to właśnie taka sprawa. Być może uważano, że to sprawa dnia codziennego, w końcu dziewczyna była wcześniej na zabawie.
Statystyki policyjne mówią jednak, że wiele osób nie znajduje się niestety z powodu śmierci, bądź naturalnej, bądź w wyniku zabójstwa. Najwyższa Izba Kontroli słusznie stwierdziła, że powinno się nadać sprawie priorytetową rangę.
To lekceważący stosunek do pierwszych, bardzo istotnych informacji o zaginięciu. "Niech się pani nie spieszy, ona się znajdzie, ona była na zabawie, ona wróci". Oficer dyżurny powinien od razu po otrzymaniu informacji zaalarmować pion śledczy.
Tam pracują dobrzy fachowcy, specjaliści, z pewnością analizują ślady i dowody. Jeżeli jednak jest mało punktów zaczepienia, to niewiele zrobią. Chyba, że ktoś dostarczy jakichś cennych dla śledztwa informacji.
Są takie przypadki. Znam taką słynną sprawę z Niemiec, to było zabójstwo na tle seksualnym. Sprawca znajdował się w pierwszym tomie akt, przesłuchano go po prostu jakoś świadka. Był bardzo aktywny, udzielał policji informacji. Po czterech latach znowu dokonał zabójstwa, wtedy już był dowód DNA i oba przestępstwa udało się połączyć.
Nie wierzę w jasnowidzów. Są rzeczywiście opisywane przypadki sukcesów jasnowidzów, ale trudno mi to ocenić. Mieliśmy zdolnego jasnowidza, Stefana Ossowieckiego, nawet Piłsudski korzystał z jego rad.
Obiektywie ujmując problem, większe szanse na wyjaśnienie sprawy ma policja, a jasnowidz.
To musiałby być cud kryminalistyczny: nowe okoliczności, zgłosi się sprawca, jakiś ważny świadek, odkryty ślad. Na razie musimy czekać, ale czas utrudnia, a nie ułatwia prowadzenie śledztwa.