Jak informuje "Rzeczpospolita", o "porwaniu" Andrzeja Dudy wiedziało jedynie wąskie grono, aby warunki były jak najbardziej rzeczywiste. Rozmówca dziennika z Pałacu Prezydenckiego wyjaśnia, że celem miało być sprawdzenie procedur. Dla bezpieczeństwa głowy państwa jego samochód miał zostać wyposażony m.in. w specjalistyczne urządzenia służące monitorowaniu stanu zdrowia, a także w pojemnik z zapasem krwi.
"Rzeczpospolita" podaje, że informacje o "porwaniu" potwierdziła w kilku źródłach. Zaprzecza temu jednak rzecznik Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, jako że nie jest instytucją właściwą w sprawach fizycznej ochrony najważniejszych osób w państwie, nie planowało ani nie przygotowywało jakichkolwiek działań z tym związanych. Wszelkie przedsięwzięcia szkoleniowe związane z ochroną osób leżą w kompetencji Służby Ochrony Państwa i są wykonywane zgodnie ze stosowną ustawą, a także wewnętrznymi procedurami
- wyjaśnia w oświadczeniu Marcin Skowron.