20 czerwca przez Warszawę miała przejść jubileuszowa, dwudziesta Parada Równości - największe w Polsce święto różnorodności i równości. Pandemia koronawirusa i obostrzenia z nią związane sprawiły jednak, że wszystkie duże zgromadzenia musiały zostać odwołane. Dlatego na łamach Gazeta.pl oddajemy głos aktywistom, którzy mówią nam o tym, czym jest dla nich duma, jak obchodzą paradę bez parady, ale też opowiadają nam o swoim najlepszym wspomnieniu z jednego z marszów z poprzednich lat.
Maja Heban, transpłciowa aktywistka
Kwestia tęczowej dumy to coś, co najwyraźniej spędza sen z powiek wielu osobom, które nie są częścią żadnej mniejszości ("Jeśli będę dumny z bycia białym albo hetero, to nazwiecie mnie rasistą i homofobem"). Tymczasem dla nas, osób LGBTQIA, duma jest aktem buntu. Kiedy zewsząd słyszymy, że należy nas uciszać, odbierać nam prawa, chronić przed nami dzieci; kiedy robienie tych samych rzeczy, które ludzie heteronormatywni robią bez zastanowienia, jest u nas nazywane "obnoszeniem się", a za złapanie ukochanej osoby za rękę grozi nam pobicie, odczuwanie dumy z bycia sobą wymaga samozaparcia i odwagi. Nikt nie uważa bycia lesbijką czy transpłciowym chłopakiem za osiągnięcie. Jesteśmy dumni i dumne, bo otoczenie wmawia nam, że mamy się wstydzić.
Staram się jak najbardziej otwarcie mówić o swojej transpłciowości. Nigdy nie miałam okazji wybrać się na marsz z dobrym transparentem, więc teraz wynagradzam to sobie, pisząc i mówiąc. Niedawno mój chłopak wywiesił na naszym balkonie tęczową flagę, którą zawsze chciałam tam powiesić, ale nie proponowałam tego, żeby nie robić problemu na osiedlu. Dziś patrzę na nią jako na symbol solidarności w tym najbardziej kameralnym, osobistym wydaniu.
Zdecydowanie wygrywa chwila na zeszłorocznej Paradzie Równości w Warszawie, kiedy zebrały się czarne chmury i wichura, a ludzie naokoło zaczęli śpiewać "Kolorowy wiatr" z filmu "Pocahontas". Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś tak prostego, a zaraz tak podniosłego, kiedy patos tego utworu i jego tekst zgrały się z okolicznościami, a tak naprawdę w tym wszystkim chodziło o to, że grupa tęczowych dzieciaków śpiewała fajną piosenkę z dzieciństwa. Jeśli marsze równości są obnoszeniem się, to my wtedy obnosiliśmy się ze swoim człowieczeństwem w najbardziej wzruszającym, niewinnym wydaniu.
Paweł Szamburski, w 2018 roku wziął udział we wszystkich marszach równości w Polsce
Duma to dla mnie odwaga bycia sobą i mówienia o sobie wprost.
Jest trochę ciężko, bo w dwóch poprzednich latach byłem uczestnikiem w kilkunastu marszów równości w Polsce. W tym roku staram się bardziej promować wydarzenia wśród osób spoza mojej "bańki", gdyż te wydarzenia dzieją się w sieci i jest do nich nieograniczony dostęp. A poza tym jeszcze więcej tęczy na sobie.
Zawsze wzruszają mnie wystąpienia rodziców LGBT+ może dlatego, że chciałbym kiedyś usłyszeć takie słowa od swoich rodziców. A ulubionym momentem jest możliwość obserwowania relacji osób obserwujących na ulicach, balkonach i w oknach.
Paulina Maniecki, działaczka stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza
Słowo duma utożsamiam głównie z samoakceptacją i poczuciem godności. Kiedy myślę o tym, z czego jestem dumna, to przede wszystkim z tego, że jestem szczęśliwa, z tego kim jestem, że po każdym upadku się podnoszę, że nie boję się wyrazić własnego zdania, że reaguję, kiedy widzę coś niepokojącego. Jestem też dumna, kiedy widzę efekty działalności naszej społeczności, kiedy zwracają się do nas osoby z wyrazami wdzięczności za to, że staramy się sprawić, żeby ich świat był chociaż odrobinę lepszy. Wtedy wiem, że to, co robimy, ma sens, nawet jeżeli czasami wydaje się, że walczymy z wiatrakami.
Bez fizycznie odbywających się parad nie obchodzę miesiąca dumy zbyt hucznie. W tym roku skupiam się na wspieraniu filmów i książek LGBT+, wpłacaniu datków na rzecz organizacji działających w Polsce i za granicą oraz czytaniu historii wyjątkowych osób LGBT+.
Po dniu rozmów na stoisku w miasteczku paradowym i zakończeniu ubiegłorocznej Parady Równości w kilkanaście osób usiedliśmy na trawie w kółku i razem świętowaliśmy zakończony dzień. Dla kogoś z zewnątrz nie było w tej chwili nic wyjątkowego, ale mnie ten moment przepełnił poczuciem radości, że razem działamy.
Alicja Sienkiewicz, współorganizatorka Marszu Równości w Lublinie
Duma jest dla mnie wtedy, kiedy mimo ogromu hejtu i demotywujacych komentarzy wiem, że dobrze robię.
Uczestniczę (jako prelegentka lub słuchaczka) w przeróżnych konferencjach z ludźmi z naszej społeczności na całym świecie. To jest dla mnie mega plus lockdownu!
Początek pierwszego marszu w Lublinie, kiedy zobaczyłam kilkutysięczny tłum pięknych ludzi i wiedziałam, że ja to zrobiłam. Ale nigdy nie zapomnę też strasznego momentu, w którym myślałam, że mogę stracić życie, a co najmniej zdrowie, będąc w ogniu petard na wózku inwalidzkim podczas marszu w Białymstoku.