Wraz z końcem maja upłynął termin składania wniosków do kolejnego już naboru w ramach Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych, w którym samorządy mogą otrzymać dofinansowanie, jeśli zdecydują się przywrócić zlikwidowane wcześniej połączenia lub utworzyć nowe.
Rządowy program, znany też jako "PKS Plus", według założeń jego twórców, ma tchnąć nowe życie w zwijający się od kilku lat sektor zbiorowej komunikacji autobusowej. Problem w tym, że od samego startu w sierpniu 2019 r. fundusz cieszy się znikomym zainteresowaniem. W pierwszym półroczu jego funkcjonowania samorządowcy złożyli 294 wnioski na kwotę zaledwie 18 mln złotych (za które udało się uruchomić 1500 linii), choć do wykorzystania było 300 mln. W 2020 r. w puli FRPA znalazło się już 800 mln złotych, jednak, jak dotąd, samorządy złożyły 253 wnioski o dofinansowanie w wysokości 60 mln złotych, a autobusy wróciły na 1700 linii.
Wprowadzenie funduszu autobusowego, jak na razie, nie okazało się panaceum na problemy autobusowych przewoźników i nie zatrzymało likwidacji kolejnych PKS-ów. Już po wejściu w życie ustawy FRPA (maj 2019 r.) upadłość ogłosił należący do samorządu województwa PKS Zamość, a PKS Częstochowa, będący pod nadzorem Ministerstwa Aktywów Państwowych, od jesieni 2019 r. jest w stanie likwidacji. Krótko przed startem FRPA pasażerów przestał wozić PKS Gniezno. Wcześniej likwidacji uległy natomiast należące do prywatnego operatora Mobilis: PKS Ostróda, Mława i Ciechanów. Na początku ubiegłego roku informowaliśmy też, że łódzki PKS nie będzie już obsługiwał komunikacji do Tuszyna i Szydłowa, a PKS Chełm zawiesił kursy do Bogdanki.
Likwidacje kolejnych PKS-ów najbardziej odczuwa się na wsiach i w małych miasteczkach, do których często nie docierają busy prywatnych przewoźników czy pociągi.
- Liczba połączeń autobusowych ulega uszczupleniu z roku na rok, co widać zwłaszcza w województwach: warmińsko-mazurskim, podkarpackim, lubuskim i świętokrzyskim. Według danych Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego tylko w samym woj. świętokrzyskim około 330 sołectw (16 proc. ogółu) nie ma dostępu do autobusowego transportu publicznego w dni powszednie, a w weekendy są to już 924 sołectwa (44 proc.). Najtrudniejsza sytuacja panuje w powiecie koneckim, gdzie na brak komunikacji narzeka ponad 20 proc. sołectw - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Iwona Budych, prezeska zarządu stowarzyszenia Wykluczenie Transportowe.
Według obliczeń Klubu Jagiellońskiego 13,8 mln mieszkańców Polski żyje w gminach, które nie mają zorganizowanego żadnego transportu publicznego - zarówno autobusowego, jak i kolejowego. W latach 1993-2016 pozamiejski regularny transport autobusowy stracił około 3/4 klientów, przy spadku dostępności oferty o ok. 50 proc.
Na i tak nie najlepszej kondycji przewoźników autobusowych mocno odbiła się epidemia koronawirusa. Po zamknięciu szkół i wprowadzeniu limitu pasażerów w środkach publicznego transportu większość z nich postanowiła przerzedzić siatkę połączeń, a w niektórych przypadkach całkowicie zawiesić kursowanie autobusów. Warto pamiętać, że finanse PKS-ów często były uzależnione właśnie od regularnych przewozów młodzieży szkolnej i dotowanych biletów ulgowych.
Od kilkunastu dni, wraz z kolejnymi etapami "odmrażania" gospodarki i znoszenia limitów, przedsiębiorstwa przewozowe stopniowo wznawiają połączenia. Epidemia zdążyła jednak nanieść na komunikacyjną mapę kraju nowe tzw. białe plamy. Z taką sytuacją - w kontekście połączeń autobusowych - wciąż mamy do czynienia w powiatach: zduńskowolskim i kłodzkim. Do niedawna od publicznego transportu autobusowego odcięci byli też mieszkańcy powiatów: kamiennogórskiego i górowskiego.
PKS Kłodzko zawiesił wszystkie połączenia 21 marca, a 13 maja ogłoszono, że spółka należąca do starostwa powiatowego otworzyła postępowanie restrukturyzacyjne. W informującym o tym komunikacie zaznaczono, że kondycja finansowa firmy uległa załamaniu właśnie po wybuchu epidemii koronawirusa.
- Otrzymaliśmy informację, że od 15 czerwca PKS Kłodzko, na zmienionych zasadach, wznowi newralgiczne kursy. To oczywiście pozytywna wiadomość, jednak dowiedzieliśmy się też, że z powodów ekonomicznych PKS Lubin likwiduje swoją filię w Chojnowie i usuwa z rozkładów wszystkie kursy do tego miasta. Zawieszone zostaną też połączenia na trasie Złotoryja-Chojnów. Chojnów ma co prawda dostęp do linii kolejowej, jednak Złotoryja czy Wilków mogą zostać odcięte od jakiekolwiek komunikacji. Z taką sytuacją mamy obecnie do czynienia w gminie Łask po tym, jak z powodu epidemii połączenia zawiesił PKS Zduńska Wola - wskazuje Budych.
Rząd zdecydował ostatnio, by - z powodu epidemii - zwiększyć do końca roku kwotę, którą w ramach Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych dopłaca do każdego wozokilometra. Wcześniej była to zaledwie złotówka (przy stawkach rynkowych rzędu 6-8 zł), teraz - od jednego do trzech złotych. Wiceminister infrastruktury Rafał Weber zachęcił też prywatnych przewoźników do skorzystania z rządowego wsparcia - warunkiem jest uruchomienie połączeń o charakterze użyteczności publicznej.
- Jest to pomoc bardzo doraźna, która pojawiła się nieco za późno. Przewidujemy, że po epidemii wielu przewoźników, również prywatnych, nie przywróci już części połączeń. Koronawirus panuje teraz, ale jego skutki dla branży transportowej będą pogłębiać się przez kolejne miesiące. Jeżeli w przyszłym roku powrócimy do starej stawki, to może się okazać, że większość gmin i sołectw utraci dostęp do jakiegokolwiek transportu zbiorowego - ocenia Budych.
Co jeszcze powinno ulec zmianie w funkcjonowaniu rządowego programu, by samorządy chętniej korzystały z rządowej pomocy? - Warto też pomyśleć o tym, by w ramach FRPA możliwe było zawieranie długoterminowych umów z organizatorami transportu, a nie jak ma to miejsce obecnie, tylko na rok. Pasażerów powinno się przyzwyczajać do tego, że transport autobusowy istnieje, odbywa się w regularnych godzinach i nie znika po trzech miesiącach. W dużej mierze to właśnie nieregularność kursowania autobusów wpływa na to, że korzysta z nich tak niewielu pasażerów. Co więcej, dopłata do wozokilometra powinna obejmować nie tylko przywracane lub nowe linii, ale wszystkie, które decyduje się organizować dany samorząd - wyjaśnia prezeska zarządu stowarzyszenia Wykluczenie Transportowe.
Przeczytaj też: Kolejny program PiS z "plusem" rozwiąże problemy polskich kolei? "Samorządy mogą nie udźwignąć tak dużych wydatków">>