Na jesieni podsłuchem objęty został ksiądz Ryszard Sz. z parafii w miejscowości Szprotawa w województwie lubuskim. Podający się za inwestora agent CBA udawał zainteresowanie kupnem gminnych gruntów. Mężczyźni ustalili, że ksiądz będzie pośredniczył w transakcji sprzedaży z burmistrzem miasta. Dzięki temu duchowny miał otrzymać pół mln złotych łapówki.
Burmistrz Szprotawy, jednej z najbardziej zadłużonych gmin w Polsce, spotkał się z inwestorem w celu omówienia ewentualnej sprzedaży gruntu. Rozmowa odbywała się w miejscu publicznym. Później agent CBA spotkał się znów z księdzem, któremu przekazał 500 tysięcy złotych łapówki. Duchowny został aresztowany chwilę po przyjęciu pieniędzy.
Później agenci CBA aresztowali też burmistrza Szprotawy, który według śledczych miał żądać od księdza części pieniędzy z łapówki. Burmistrz nie przyznaje się do winy i zarzuca księdzu, że wmanewrował go w całą sprawę. Polityk nie dostał też żadnych pieniędzy. Adwokaci przez prawie pół roku nie dostali dostępu do akt sprawy, co jest naruszeniem jego prawa do obrony.
- Prokuratura utrzymuje, że burmistrza obciąża dowód znajdujący się w aktach tajnych, a nam tego dowodu nie pokazywano aż przez pięć miesięcy, pomimo tego, że nakazują to przepisy. To naruszenie prawa do obrony. (...) Możemy powiedzieć, że z materiału dowodowego nie wynika, że burmistrz domagał się łapówki - mówią "Głosowi Wielkopolskiemu" obrońcy burmistrza, adwokat Magdalena Zwolińska-Jóskowiak oraz adwokat Monika Maćkowiak-Włodarczak. Gdy po pięciu miesiącach adwokaci dostali dostęp do akt, to okazało się, że główny dowód jest wątpliwy i nie wynika z niego, że burmistrz popełnił przestępstwo. Dodatkowo pomiędzy materiałem dowodowym i pomocniczym, które były kluczowe w wydłużeniu aresztu dla polityka, prawnicy zauważyli istotne w sprawie sprzeczności.
- Trzymanie burmistrza Mirosława Gąsika w areszcie jest na rękę różnym osobom. On, gdy przejął rządy w naszej gminie w 2018 roku, zmniejszył zatrudnienie w administracji, likwidował niepotrzebne etaty. Zaczął ciąć wydatki, zrobił audyt i domagał się od prokuratury wszczęcia śledztw ws. wcześniejszych wydatków gminy. Najwidoczniej komuś jego aktywność zaczęła przeszkadzać - przekonuje jeden z pracowników urzędu miasta. Dodatkowo mieszkańcy opowiadają dziennikarzom portalu, że jeden z radnych PiS już kilka miesięcy przed aresztowaniem burmistrza miał rozpowiadać, że jesienią burmistrz "będzie usadzony".
W maju "Wyborcza" informowała, że sąd wydłużył burmistrzowi areszt o kolejne dwa miesiące. Pod komisariatem policji odbyły się wtedy manifestacje w obronie polityka. - Mirek nie wziął łapówki. Skoro to takie oczywiste, to dlaczego siedzi w celi już siedem miesięcy? Niby twarde dowody, proste śledztwo z jednym zarzutem, a tu nic. Nie słychać o akcie oskarżenia. Czemu to tak długo trwa? Widać, że sprawa jest nadmuchana. Ja mam wątpliwości, mieszkańcy mają - mówił jeden z uczestników protestu.