NIK o "tykających bombach" na dnie Bałtyku. Największe zagrożenie stanowią Stuttgart i Franken

Najwyższa Izba Kontroli ostrzega przed "katastrofą ekologiczną na niespotykaną skalę", a to za sprawą wraków zatopionych na dnie Bałtyku. Jak podaje NIK, we wrakach wciąż zalega ropopochodne paliwo i broń chemiczna. Największe zagrożenie mają stanowić według kontrolerów dwa wraki z okresu II wojny światowej - Stuttgart i Franken.

Najwyższa Izba Kontroli jednoznacznie skrytykowała zarówno ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marka Gróbarczyka, jak i działania zmarłego w ub.r. ministra środowiska Jana Szyszki oraz jego następcy Henryka Kowalczyka.

NIK po kontroli obejmującej okres od 2016 do pierwszej połowy 2019 r. stwierdziła m.in., że minister gospodarki morskiej nie dokonał inwentaryzacji dna Bałtyku pod kątem materiałów niebezpiecznych (paliwa, produkty ropopochodne z wraków oraz bojowe środki trujące i produkty ich rozpadu). Izba zarzuca z kolei resortowi środowiska, że nie monitorował wód polskich obszarów morskich pod względem m.in. stężeń bojowych środków trujących.

Ponadto Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej (...) nie występował do państw bandery statków zatopionych na terenie objętym jego władztwem o pokrycie kosztów usunięcia wraków lub o inną pomoc w usunięciu zanieczyszczeń dokonanych przez okręty takich państw. Nie podejmował także działań w celu pozyskania od innych państw informacji o miejscach, ilości i rodzaju broni chemicznej, która została zatopiona w polskich obszarach morskich

- czytamy w komunikacie NIK.

Zobacz wideo Sierpień 2019 r. Pierwsza od 14 lat wyprawa na Titanica [Źródło: STORYFUL/x-news]

NIK: Może dojść do katastrofy ekologicznej

Najwyższa Izba Kontroli ostrzega, że brak odpowiednich działań ze strony resortów "może doprowadzić do katastrofy ekologicznej na niespotykaną skalę". Instytucja wskazuje, że na polskich wodach, oprócz setek wraków statków, zalega też broń i amunicja chemiczna, pozostałe głównie po II wojnie światowej i okresie zimnej wojny.

Największe zagrożenie stanowią pochodzące z okresu II wojny światowej Stuttgart i Franken. Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną. Do tego w rejonie Głębi Gdańskiej może spoczywać na dnie co najmniej kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących (BŚT), w tym jeden z najgroźniejszych iperyt siarkowy. Od wojny już kilkakrotnie doszło do poparzenia nim rybaków i plażowiczów

- wylicza NIK.

W przypadku jednostki Franken, przeprowadzone przez Instytut Morski w Gdańsku badania wskazują na możliwość zalegania nawet 6 tys. ton paliw i produktów ropopochodnych. Skorodowany wrak może pod wpływem własnego ciężaru zapaść się i spowodować nagły wyciek dużej ilości tych substancji. (...) Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa była zdolna do zebrania własnymi siłami i środkami około 3 tys. ton oleju, a przy wykorzystaniu sił i środków innych jednostek - do 3,5 tys. ton. W przypadku jednostki Stuttgart zaś, w otoczeniu wraku stwierdzono plamę o przybliżonej powierzchni zaolejenia około 415 000 m². Ponadto zasięg skażenia dna powiększa się

- alarmuje izba.

W kwietniu ub. r. Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej podkreślało, że "Urząd Morski w Gdyni od wielu lat prowadzi badania i monitoring miejsc potencjalnych zanieczyszczeń pochodzących z wraków statków pozostawionych na dnie Bałtyku w wyniku działań wojennych".

Minister Gróbarczyk oceniał wówczas, "nagłe ogłoszenie wszczęcia kontroli przez Najwyższą Izbę Kontroli jako nieuzasadnione wzbudzanie paniki". - Jednoznacznie ma to związek z prezesem NIK [był nim wówczas Krzysztof Kwiatkowski - red.], który jest politykiem wykorzystującym doniesienia medialne do swoich partykularnych celów - komentował.

Więcej o: