We wtorek Sąd Apelacyjny w Poznaniu rozpatrywał zażalenie prokuratury na umorzone postępowania wobec Arkadiusza Ł. ps. "Hoss", nazywanego królem mafii wnuczkowej. Sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie mężczyzny - podaje TVN 24. "Hoss" musiał tym samym wrócić za kratki po zaledwie pięciu dniach wolności - z aresztu został wypuszczony po trzech latach odsiadki w zeszły piątek, na mocy decyzji innego sądu. Śledczy podkreślają, że to dwie różne sprawy.
Oskarżony o wyłudzenia metodą "na wnuczka" na kwotę blisko 1,6 mln złotych "Hoss" musiał więc wrócić za kratki, choć nie złamał nakazów sądowych. "We wtorek po południu ze swoim adwokatem stawił się przed bramą poznańskiego aresztu. Ale strażnicy więzienni nie chcieli go wpuścić, bo żadna decyzja z sądu do nich nie dotarła. Z odsieczą przyszli policjanci, którzy o decyzji sądu już wiedzieli" - relacjonuje "Wyborcza Poznań".
Ostatecznie w środę po godzinie 10 rzecznik wielkopolskiej policji przekazał, że przed godziną 10 mężczyzna został przewieziony do aresztu.
Nie wiem, dlaczego to robią ze mną. Ja naprawdę jestem człowiekiem niewinnym. Jestem po dwóch zawałach, trzeci mi grozi. Jeżeli tak sędzia chce, to stawiam się. Zostawiam rodzinę, cieszyłem się tym, że byłem z nimi na zewnątrz. Stawiałem się wcześniej na dozór policyjny
- mówił w rozmowie z dziennikarzami przed wejściem do aresztu.
Arkadiusz Ł. uznawany jest za twórcę metody "na wnuczka". Sąd chciał wcześniej, by na siedmioletni, nieprawomocny wciąż wyrok więzienia oczekiwał na wolności. Prokuratura bała się jednak, że "Hoss" ucieknie przed wymiarem sprawiedliwości. Stało się tak także ostatnim razem - policjanci nie zastali go w miejscu zamieszkania po tym, jak sąd, na wniosek prokuratury, zdecydował o ponownym areszcie. "Hoss" wpadł podczas zmieniania kryjówki już w trakcie pandemii koronawirusa - został sprawdzony przez policję, gdy wyszedł z domu.
Sprawa dotycząca "metody na wnuczka" toczyła się przez dwa lata. Zdaniem prokuratury "Hoss" wymyślił metodę w latach 90. i za jej pomocą oszukiwał samotnych seniorów mieszkających w Niemczech, Luksemburgu i Szwajcarii. Ich numery znajdował w książkach telefonicznych - podczas rozmowy podawał się za krewnego, który pilnie potrzebuje pieniędzy. Starsze osoby oddawały mu oszczędności swojego życia, a on - jak wskazują śledczy - wraz z rodziną żył dzięki temu na bardzo wysokim poziomie. Po latach przyjechał z Niemiec do Polski, gdzie zamieszkał.
Czytaj też: "Hoss" żył niczym król. Dorobił się milionów oszukując starszych ludzi