Wiceminister resortu zdrowia poinformował, że wraz z doniesieniem do prokuratury, przekazał także pliki dokumentów, które teraz śledczy analizują. Sprawa dotyczy zakupu przez ministerstwo zdrowia maseczek, które nie spełniały norm i miały wadliwe certyfikaty. Za zakup w resorcie odpowiedzialny był właśnie Janusz Cieszyński. - Działałem wtedy w jednym celu, żeby zapewnić polskim pracownikom służby zdrowia środki ochrony indywidualnej, które wtedy się kończyły. Mieliśmy pewną pulę, ale zapasy topniały w oczach. Musieliśmy działać tak szybko, jak to było możliwe - tłumaczy Cieszyński.
- W momencie kiedy pojawiły się wątpliwości co do tych maseczek, zbadaliśmy je w certyfikowanym laboratorium. Wtedy dowiedzieliśmy się, że te maski nie spełniają norm - dodaje wiceminister. - Udało się wycofać wszystko, co było w magazynach. Z tamtego transportu, maseczki zostały wydane, jako chirurgiczne. One nie są wykorzystywane w kontakcie z pacjentami z COVID-19 - wyjaśnia Cieszyński.
Pytany czy w związku z nieprawidłowościami przy zakupie maseczek, poda się do dymisji, odpowiedział: - Jestem każdego dnia do dyspozycji ministra Szumowskiego i premiera Morawieckiego. Oni decydują, czy będę swoją misję w ministerstwie kontynuował. Jeżeli będzie taka decyzja, to ja się jej poddam, nie ma co do tego żadnych wątpliwości - deklaruje w Radiu ZET Janusz Cieszyński.
W ubiegłym tygodniu "Gazeta Wyborcza" podała, że Ministerstwo Zdrowia kupiło maseczki ochronne za pośrednictwem Łukasza Guńki, instruktora narciarskiego z Zakopanego, znajomego ministra Łukasza Szumowskiego i jego brata. Jak wykazała później kontrola resortu, sprzęt kupiony w marcu za ponad pięć mln zł nie spełniał wymaganych norm. Sprawę bada prokuratura.
Wyszło też na jaw, że Centralne Biuro Antykorupcyjne i Ministerstwo Zdrowia we wspólnym oświadczeniu, CBA już pod koniec marca zwróciło uwagę resortowi, że "istnieją poważne wątpliwości co do wiarygodności oferty".