W środę 22 kwietnia zatrzymany został Krzysztof J., który jest pracownikiem spółki zewnętrznej zajmującej się zarządzaniem zasobami serwerowymi Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Do zatrzymania doszło na podstawie śledztwa Prokuratury Regionalnej w Lublinie w sprawie wycieku danych tysięcy osób związanych z tą szkołą.
"Prokuratura ustaliła, że Krzysztof J. - pracownik firmy zewnętrznej obsługującej system informatyczny KSSiP - w trakcie testowego migrowania danych szkoły na nowo utworzoną platformę utworzył katalog, do którego przeniósł dane osobowe pracowników wymiaru sprawiedliwości, zapisane w systemie informatycznym KSSiP. Dane te w postaci imienia i nazwiska, adresu mailowego i numeru telefonu pracownicy przekazywali KSSiP w celu uzyskania możliwości dostępu do internetowej platformy szkoleniowej prowadzonej przez uczelnię" - napisano w komunikacie udostępnionym na stronie Prokuratury Krajowej.
Zatrzymany Krzysztof J. następnie nadał stronie uprawnienia publiczne. Skutkowało to tym, że każda osoba mająca dostęp do internetu, mogła pobrać dane z katalogu z danymi osobami osób związanych z uczelnią. Pliki zawierające dane osobowe i kontaktowe, zostały udostępnione przez dotychczas nieustalone osoby i zamieszczone w innych serwisach internetowych.
Krzysztof J. usłyszy zarzut udostępnienia danych umożliwiających nieuprawniony dostęp do informacji przechowywanych w systemie KSSiP. Mężczyźnie grozi kara pozbawienia wolności do pięciu lat. Po przestawieniu zarzutów i przesłuchaniu podejrzanego, prokuratura zadecyduje o rodzaju środków zapobiegawczych, które zostaną wobec niego zastosowane. Prokuratura nie wyklucza zatrzymania kolejnych osób.
Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia oczekiwało w tej sprawie dymisji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i dyrektorki Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury Małgorzaty Manowskiej. Z doniesień mediów wynika, że w internecie udostępnione zostały dane sędziów, prokuratorów, kuratorów, urzędników sądowych, asystentów sędziów i referendarzy - łącznie około 50 tysięcy osób. Wcześniej informowano, że wśród danych mogą znajdować się także adresy zamieszkania czy numery PESEL - tej wersji nie potwierdziła jednak prokuratura.