Policjanci z wrocławskiego patrolu drogowego próbowali sygnałami świetlnymi oraz dźwiękowymi zatrzymać do kontroli kierowcę samochodu osobowego. Mężczyzna zaczął uciekać ulicami miasta, nie zważając na stwarzane przez siebie zagrożenie. Podczas ucieczki kierowca przejechał kilka skrzyżowań na czerwonym świetle.
Funkcjonariuszom udało się zatrzymać samochód w bezpiecznym dla innych uczestników ruchu miejscu. Okazało się, że 20-letni kierowca był pod wpływem środków odurzających. W aucie poza nim znajdowali się trzej mężczyźni w wieku 27, 35 i 37 lat oraz 8-letni chłopiec. U 37-latka badanie stwierdziło 2,2 promila alkoholu w organizmie. Chwilę później w bagażniku policjanci znaleźli kilka porcji handlowych marihuany, których był właścicielem.
Z kolei badanie alkomatem 35-latka wykazało wynik 2,9 promila alkoholu. Mężczyzna w takim stanie "sprawował opiekę" nad swoim 8-letnim synem. Wszyscy mężczyźni zostali zatrzymani, a pojazd odholowany na parking strzeżony. "Zachowanie mężczyzn nie było też zgodne z obecnie obowiązującymi przepisami związanymi z sytuacją epidemiologiczną i, mając to na uwadze, funkcjonariusze skierują też wnioski o ich ukaranie do sądu" - napisano w komunikacie KMP we Wrocławiu.
Kierowcy grożą co najmniej dwa zarzuty. Za kierowanie pojazdem pod wpływem alkoholu lub podobnie działającego środka grozi mu kara do dwóch lat więzienia. Niezatrzymanie się do kontroli drogowej zagrożone jest karą pięciu lat pozbawienia wolności. 37-latek, który złamał przepisy ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, musi liczyć się z karą do trzech lat więzienia. Jeśli natomiast materiał dowodowy wykaże, że 35-latek, który pod wpływem alkoholu opiekował się swoim dzieckiem, naraził syna na bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia, mężczyzna może liczyć się z karą do pięciu lat pozbawienia wolności.