Przy okazji tegorocznych Świąt Wielkanocnych opisaliśmy niezwykłe historie trzech osób - Kingi Kosińskiej, Przemysława Wójtowicza i Roberta Rutkowskiego. Każda z tych historii opisana jest w trzech osobnych tekstach - Piekło, Czyściec, Niebo. Nasi rozmówcy przeżyli metaforyczne piekło, przeszli przez umowny czyściec, aż w końcu dotarli do "nieba", czyli punktu, który, choć wciąż stawia wyzwania, pozwala na zamknięcie poprzedniego rozdziału. Chcemy, by doświadczenia naszych bohaterów stanowiły dla Czytelników nie tylko nadzieję, ale i inspirację do wprowadzania zmian w swoim życiu.
Po serii skandalicznych wypowiedzi na temat osób o odmiennej orientacji seksualnej, które padły z ust m.in, ubiegającego się o reelekcję prezydenta Andrzeja Dudy i członka sztabu, posła Przemysława Czarnka, zdecydowaliśmy się przypomnieć ten tekst Czytelnikom Gazeta.pl.
***
Kinga Kosińska: Byłam dzieckiem, które od początku miało cechy specyficznej delikatności, sama tego nie pamiętam, ale mama wspominała, że kiedyś bardzo chciałam założyć spódnicę, zrobiłam z tego powodu straszny rumor. Miałam wtedy jakieś 5-6 lat. Byłam grzeczna i spokojna, rodzice tłumaczyli to faktem, że byłam dzieckiem schorowanym, mam wadę serca. Wówczas jeszcze się nie określałam, nie mówiłam, że jestem dziewczynką, miałam jedynie pewne cechy i teraz to wszystko się układa w pewną całość, ale wtedy byłam po prostu wrażliwym dzieckiem, w okresie przedszkolnym ulubienicą wychowawczyń. Teraz podziwiam dzieci, które odważnie deklarują swoją tożsamość we wczesnym wieku.
Wtedy też zaczęły się moje kłopoty z tożsamością. Ta delikatność, a właściwie zniewieścienie, uchodziły mi na sucho, gdy byłam bardzo małym dzieckiem. To skończyło się w wieku nastoletnim, rówieśnicy szybko to wyłapali, zaczęli wyśmiewać, atakować.
Ludzie potrafią być bardzo okrutni, ale o dziwo nikt mnie nie pobił. To były przeróżne wulgarne okrzyki. Zawsze miałam trochę większą głowę i nazywano mnie "wielki łeb". Mówiono: "pedał", "dziwadło". Zaczepiał mnie jakiś chłopak i pytał, czy pójdę z nim na solo. W szatni po WF-ie ktoś mi opluł ubranie. Jakiś zupełnie nieznany mi chłopak siedział na balkonie i pokazał środkowy palec. Pocztą pantoflową roznosiło się, że jestem "osiedlowym dziwadłem", że jest ze mną coś nie tak, zachowuję się i wyglądam inaczej.
W pewnym momencie zaczęłam bardzo rzadko wychodzić z domu. Nigdy nie reagowałam na te ataki, nie chciałam zaostrzać sytuacji i mijałam tych ludzi ze spuszczoną głową. Bałam się, gdy przechodziłam obok grupki młodych ludzi. Może przez te doświadczenia z dzieciństwa teraz częściowo rozumiem Rafalalę, która z takimi się nie pieści i ostro reaguje nawet na niewielkie niedogodności, różne niewłaściwe reakcje ludzi. Część mnie jest żądna pewnej zemsty i jak widzę, że ktoś, jak Rafalala, agresywnie odpyskowuje, mówię: "you go, girl!". Wiem, że część środowiska LGBT jest wobec tego krytyczna, postrzega to jako psucie opinii, ja to rozumiem. Ludzie jednak mają prawo nie chcieć przechodzić przez to samo co ja. Coś w człowieku pęka, chce bronić swojej godności.
W wieku kilkunastu lat, gdy moje ciało się rozwijało, zaczęłam interesować się tą samą płcią, fantazjowałam o mężczyznach, więc przez dłuższy czas myślałam, że po prostu jestem gejem. W tych wizjach seksualnych byłam kobietą, ale bez twarzy, bezpłciowym stworzeniem, które adoruje męskie ciało, cieszy się towarzystwem mężczyzny, ale jednocześnie ma bardzo nieokreśloną tożsamość.
Wtedy nawet chłopcy, którzy mi dokuczali, byli dla mnie atrakcyjni. Choć byli draniami, marzyłam, by znaleźć się z nimi w innej relacji. Odczarowywałam w ten sposób smutną rzeczywistość. To nadal nie był moment, gdy z pełną świadomością identyfikowałam się jako kobieta, dopiero w czwartej klasie liceum przyszło załamanie i przekonanie, że tak dalej nie może być.
Czułam się wtedy bardzo zagubiona, nie widziałam w ogóle swojej przyszłości i nie wiedziałam, dlaczego jej nie widzę. Wszystkie wizje dotyczące tego, jakim miałabym być mężczyzną, mi nie pasowały. Chciałam sprawdzić, jak wygląda seks gejowski, oglądałam gazetki pornograficzne i byłam przerażona. Nie widziałam siebie w takiej roli, uświadomiłam sobie, że wszelkie moje fantazje seksualne sytuowały mnie tak naprawdę w roli kobiety. Wcześniej, mniej więcej pod koniec podstawówki, zaczęłam odczuwać wstręt do swojego ciała. Najgorsze było to, co przyniósł okres dojrzewania - pojawiło się jabłko Adama, zarost. To mnie odrzucało od siebie.
Nawet, gdy podejrzenia, że jestem kobietą się pojawiały, to je z początku wypierałam, uważałam, że to niemożliwe, że to jest coś, co dzieje się gdzieś tam na świecie, daleko. Jaka korekta płci? O co chodzi? Nie mieściło mi się to w głowie, że ja bym mogła to zrobić, spychałam to bardzo głęboko w podświadomość. Jednocześnie czułam bardzo silne pobudzenie emocjonalne, gdy oglądałam reportaże lub czytałam o osobach transpłciowych, bo wtedy do mnie docierało: "kurczę, to jest moja historia", ale nadal nie uświadamiałam sobie, że to mogłoby mnie dotyczyć. Dopiero zagubienie w czwartej klasie liceum uświadomiło mi, że muszę głęboko się nad tym zastanowić. Pierwszy raz w życiu udałam się do psychiatry. Wtedy bardzo źle się czułam, maturę zdawałam na środkach przeciwdepresyjnych.
Po liceum dostałam się na Uniwersytet Śląski, na filozofię. Wtedy to już kompletnie nic mi nie pasowało, to był intensywny okres emocjonalny. Stanęłam przed ścianą, miałam myśli samobójcze, nie wiedziałam, co mam dalej ze sobą robić. Mama widziała mój stan, bardzo się niepokoiła, zastanawiała się, dlaczego to wszystko nie idzie w odpowiednim kierunku. W końcu dokonałam przed nią coming outu, a konkretnie dałam jej gazetę "Inaczej", która kiedyś wychodziła. "Ale co to mi pokazujesz? O co chodzi?" - powiedziała. "Widzisz mamo, chyba jestem gejem". "Ale skąd wiesz, masz już jakieś doświadczenia?". "Nie, ale źle się z sobą czuję, coś jest nie tak".
Wtedy już poważnie się nad sobą zastanawiałam, dużo czytałam Virginii Woolf i Sylvii Plath. Było mi bardzo źle i szukałam ujścia, zaczęło do mnie docierać, co jest grane. Pamiętam z tego okresu historię Dominiki Hebdowskiej, to była pierwsza polska znana kobieta transpłciowa. Pojawiła się w takim reality show "Gladiatorzy". Po wywiadzie z nią zrozumiałam, że muszę do siebie dopuścić myśl, że jestem kobietą transseksualną.
Studia to był czas intensywnej burzy emocjonalnej. Pamiętam, jak oglądałam z rodzicami "Rozmowy w toku" z osobami transpłciowymi. Rzuciłam od niechcenia: wiesz, mamo, ja chyba też taka jestem. Mama była zdziwiona, ale zapytała, czy naprawdę czuję się kobietą. Uznała chyba, że mam zaburzenia emocjonalne i po różnych naszych rozmowach doszło do tego, że udałam się do seksuologa, który miał ustalić, co jest ze mną nie tak. Na początku mama myślała, że to właśnie jakieś zaburzenia seksualne.
Kontynuacja historii Kingi Kosińskiej: