W idealnej rzeczywistości państwo powinno mieć dawno temu przygotowane plany i środki na taką sytuację jak obecna. Powinny być procedury, przeszkoleni ludzie, systemy łączności i zapasy sprzętu.
To wszystko teoretycznie powinna zapewniać Obrona Cywilna - organizacja, która jednak w Polsce faktycznie nie istnieje. Systematycznie stwierdza to otwarcie NIK w swoich raportach. W tym najnowszym z 2019 roku napisano wprost:
W Polsce nie funkcjonuje skuteczny system ochrony ludności.
Dobitnie potwierdza to fakt, że w reakcji na nadchodzącą sytuację konieczne było napisanie na kolanie nadzwyczajnej ustawy dającej władzom narzędzia do reagowania na epidemię koronawirusa. Od jej pierwszego ujawnienia od wejścia w życie minął tydzień. Dobitnie to potwierdzają też takie komunikaty jak ten ze strony prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, że miejskie szpitale mają maski i kombinezony ochronne tylko na trzy dni. To w magazynach Obrony Cywilnej powinien zalegać ich zapas. Jednak nie zalega. Jeśli już, to zalegają eksponaty muzealne z czasów PRL.
Włoska obrona cywilna dostarcza zapasowe maski i kombinezony dla personelu medycznego
- Oczywiście, że Obrona Cywilna byłaby teraz przydatna do koordynowania i wspierania walki z epidemią. W czasach PRL obrona epidemiologiczna była w zakresie jej zadań. Teraz jednak Obrony Cywilnej nie ma, bo w III RP została faktycznie zlikwidowana - mówi Gazeta.pl Wojciech Nurzyński, były redaktor naczelny pisma "Przegląd Obrony Cywilnej", które już nie istnieje. - Powody finansowe. W naszym kraju nie ma Obrony Cywilnej, nikt się tą tematyką nie interesuje, a specjalistów jest śladowa liczba - tłumaczy.
Nurzyński stwierdza, że na pewno jest wiele osób, które chętnie by się zaangażowały w akcję przeciwdziałania epidemii. Wskazuje też na możliwość wykorzystania na przykład Wojsk Obrony Terytorialnej. - Nie ma jednak kto ich zorganizować i nimi zarządzać. Nie ma też dla nich sprzętu ochronnego i nikt nie został zawczasu choćby w stopniu podstawowym przeszkolony. Na razie to nie jest wielki problem, bo skala problemu jest u nas stosunkowo niewielka. Jednak kiedy sytuacja się pogorszy, co jest bardzo prawdopodobne, będzie inaczej - mówi Nurzyński.
Problem w tym, że służba zdrowia, straż pożarna, straże miejskie, policja czy służby miejskie mogą zostać szybko przeciążone. Przestaną sobie radzić z nawałem osób wymagających pomocy, pilnowaniem obszarów objętych kwarantanną czy dostarczaniem do nich wody, leków oraz żywności. - Teraz takimi zadaniami zajmują się policjanci, strażacy czy strażnicy miejscy, ale szybko może ich zabraknąć. W najprostszych zadaniach mogliby ich wesprzeć ochotnicy w ramach Obrony Cywilnej. No ale wracamy tu do punktu wyjścia, ta nie istnieje - tłumaczy Nurzyński.
Włoska obrona cywilna rozstawia namioty mające służyć za miejsca wstępnego badania osób zgłaszających się do szpitali
Kolejne raporty NIK na temat Obrony Cywilnej, których w ostatniej dekadzie było łącznie cztery, raz po razie stwierdzają kompletną niewydolność tego systemu. W 2019 roku Izba pisała:
Organy odpowiedzialne za realizację zadań z zakresu zarządzania kryzysowego oraz obrony cywilnej nie stworzyły adekwatnych do występujących zagrożeń struktur, nie wdrożyły skutecznych procedur oraz nie zapewniły niezbędnych zasobów, umożliwiających właściwe zarządzanie w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowych.
Najgorzej ma być na poziomie gmin i powiatów, gdzie temat jest traktowany kompletnie po macoszemu. Do zajęcia się nim są wyznaczane na część etatu osoby zatrudnione na przykład w księgowości. Nie ma też planów działania w sytuacji kryzysowej:
Skala stwierdzonych nieprawidłowości w zakresie tworzenia tych planów oraz ich merytoryczna zawartości sprawia, że możliwość praktycznego ich wykorzystania jest bardzo ograniczona.
Kiedy już takie dokumenty kontrolerzy sprawdzali, to zazwyczaj okazywało się, że napisano je tylko po to, aby wypełnić ustawowy obowiązek ich napisania. Nie po to, aby to aby miały sens i służyły podniesieniu bezpieczeństwa obywateli.
Teoretycznie Obroną Cywilną kieruje Szef Obrony Cywilnej Kraju, czyli jednocześnie Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej. Praktycznie nie ma jednak środków i narzędzi do zajmowania się tą kwestią. Nie ma centralnego budżetu na Obronę Cywilną, nie ma urzędników i nie ma przepisów umożliwiających formalnemu szefowi bycie szefem.
Pieniądze muszą wysupływać z kieszeni samorządy i robią to oszczędnie. W 2018 roku wydały na Obronę Cywilną 25,3 miliona złotych, z czego 10 milionów na pensje. Według oceny Szefa Obrony Cywilnej Kraju takie pieniądze "nie zapewniają sprawnego wykonywania zadań".
Problem w tym, że obecnie Obrona Cywilna działa na podstawie archaicznych przepisów z ustawy o powszechnym obowiązku obrony PRL z 1967 roku, które później jedynie doraźnie aktualizowano. Z tego samego okresu jest też większość sprzętu przechowywanego do dzisiaj w nielicznych pozostałych magazynach OC na terenie kraju. Kontrolerzy NIK mieli w nich podziwiać wyposażenie o wartości muzealnej z lat 50. i 60.
Stworzenie nowej ustawy było zapowiadane przez kolejne rządy na przestrzeni ostatniej dekady. W 2015 roku zarzucono pierwszą próbę, bo było za dużo uwag do projektu. Od tego czasu trwają w rządzie prace nad kolejną wersją nowej ustawy. Idą jednak tempem lodowca. Dopiero w lipcu 2019 roku dotarła do bardzo wstępnego etapu uzgodnień międzyresortowych.
Bez nowych przepisów nie ma szans na to, aby państwo mogło zacząć sprawniej działać w sytuacjach kryzysowych. Podkreśla to nawet sam Szef Obrony Cywilnej Kraju w swoich corocznych raportach. "Brak regulacji prawnych [...] w praktyce istotnie ogranicza możliwości realizacji zadań w zakresie obrony cywilnej".
- W idealnym świecie OC byłaby finansowana centralnie, szkolona według jednego schematu i z jednym modelem wyposażenia. Dzięki temu osoba z jednego województwa mogłaby bez problemu działać w każdym innym. Dzisiaj służby z różnych województw mogą mieć problem z komunikowaniem się, bo działają w różnych systemach łączności - mówi Gazeta.pl Aleksander Fiedorek, z wykształcenia prawnik ale z zamiłowania pasjonat tematyki Obrony Cywilnej.
- Tak jak pracownicy OC powinni być finansowani, szkoleni, wyposażani centralnie, natomiast podlegli władzom lokalnym w zakresie realizacji swoich zadań. Co kluczowe, powinni zajmować się tylko tym, niczym innym - dodaje Fiedorek.
Nurzyński zastrzega, że sam fakt istnienia OC nie uodparnia państwa i społeczeństwa na kryzys. - Włochy mają na równi ze Skandynawami najlepszy system Obrony Cywilnej w Europie. Jak widać niewiele im to pomogło. Zabrakło bowiem odpowiedzialnego przywództwa, szybkich decyzji i świadomości - mówi Nurzyński.
Zastrzega jednak, że jest daleki od obwiniania za zapaść polskiej OC jedynie polityków. Jego zdaniem brakuje odpowiedniej świadomości w całym społeczeństwie. Świadomości tego, że warto być przygotowanym na najgorsze.
- W praktyce nie da się zadekretować stworzenia i działania sprawnego systemu obrony cywilnej od góry. Ludzie sami muszą czuć, że im to potrzebne. Wówczas wywrą presję na lokalne władze, aby te zaczęły coś robić - mówi Nurzyński. Jego zdaniem obecny kryzys raczej tego braku świadomości nie zmieni. - Jestem sceptyczny. Nie przypuszczam, aby to wywołało masowe otrzeźwienie. Wystarczy spojrzeć na to, jak ospała w działaniu jest sama Unia Europejska - stwierdza.
Na stronie polskiej Obrony Cywilnej Kraju dopiero dzisiaj, 11 marca, pojawiła się pierwsza wzmianka o koronawirusie. To link do zbiorczej rządowej strony z podstawowymi informacjami na temat epidemii.
CZYTAJ TEŻ:
Jak się chronić przed koronawirusem? Należy często myć ręce mydłem
Czy maska ochroni nas przed koronawirusem? Eksperci wyjaśniają
Jak długo zajmie naukowcom stworzenie szczepionki na wirusa z Wuhan?
Siedem rzeczy, które trzeba wiedzieć o nowym koronawirusie z Chin