W poniedziałek włoski episkopat w związku z epidemią podjął szereg decyzji, które mają przyczynić się do spowolnienia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Wcześniej podobne obostrzenia przyjmowały niektóre włoskie diecezje, teraz obejmą one cały kraj.
Episkopat Włoch przystał w zasadzie na to, co wcześniej ogłosił włoski rząd. W dokumencie rządowym zapisano, że wszelkie uroczystości cywilne i religijne są zawieszone od 9 marca do 3 kwietnia. Włoski episkopat opisał, że - zgodnie z dokumentem - zawieszone zostają msze święte, pogrzeby, spotkania modlitewne etc.
Do dekretu rządowego dostosował się także Watykan, który prewencyjnie zakazał wstępu do niektórych miejsc. Włochy to kraj z największą liczbą zakażonych koronawirusem osób - 9 marca było ich ponad dziewięć tysięcy. Jednocześnie od wybuchu epidemii w wyniku zakażenia koronawirusem zmarło 463 osoby.
Do tej decyzji włoskich władz i episkopatu odniósł się naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki. Dziennikarz na stronach katolickiego dwumiesięcznika "Polonia Cristiana" stwierdził, że początkowo doniesienia z Włoch traktował jako nieprawdziwą informację, a wszystko jest "głupim, antykatolickim żartem". Dodał przy tym, że sakramenty są dla katolików "znakami łaski", których teraz zostaną pozbawieni.
Dalej Lisicki pisze, że ostatecznie informacja okazała się prawdziwa i kwituje:
Można to nazwać mocno: zdradą Chrystusa. A można bardziej analitycznie: biskupi włoscy pokazują, że katolicyzm jest dla nich jedynie fasadą, pewnym obyczajowym nawykiem. W istocie nie wierzą w sprawczość sakramentów.
W krótkim komentarzu do tych wydarzeń konkluduje, że włoscy biskupi poprzez takie decyzje udowadniają swoje niespecjalne przywiązanie do życia wiecznego. "Są częścią tego świata, dla którego liczy się tylko to, co doczesne. (...). Zamiast heroizmu zwycięża dostosowanie się i kunktatorstwo" - podsumowuje.