Gdyby chcieć podejść do tematu uczciwie, to politycy powinni postawić sprawę tak: okręty podwodne są drogim i wyspecjalizowanym systemem uzbrojenia, który jest na tyle nisko na bardzo długiej liście potrzeb modernizacyjnych wojska, że nie ma na nie pieniędzy.
Nikt nie ma jednak odwagi tego powiedzieć wprost. Trwa więc festiwal deklaracji, planów i kolorowych slajdów prezentowanych na konferencjach, a będący formalnym zwierzchnikiem sił zbrojnych prezydent "ma nadzieję".
Tak naprawdę ostatnim przywódcą państwa polskiego mogącym cieszyć się z zakupu nowego okrętu podwodnego był Wojciech Jaruzelski, kiedy w 1986 roku do Gdyni przypłynął obecny ORP Orzeł. Jak na polskie warunki okręt nowoczesny i o dużych możliwościach bojowych. Choć nie przeszedł żadnej modernizacji i sypie się już ze starości, to do dzisiaj jest najnowocześniejszym polskim okrętem podwodnym. Jego zakup był bowiem ewenementem w powojennej historii Polski. Standard jest zupełnie inny.
Poza ORP Orzeł po II wojnie światowej polscy marynarze mogli się cieszyć jedynie z lekko, lub bardzo używanych okrętów podwodnych. Radzieckie M-XV przejmowane w latach 50. miały po kilka lat służby pod banderą floty ZSRR. Przejmowane w latach 60. jednostki projektu 613 miały już po około dekady. W latach 80. przejęliśmy dwa okręty projektu 641 mające już ponad dwie dekady służby pod radziecką banderą. Po kolejnych dwóch dekadach rozsypywały się ze starości, więc w ich miejsce przejęliśmy pięć równie starych, choć lepiej utrzymanych norweskich jednostek typu Kobben.
Widać więc, że z etapu na etap mieliśmy coraz mniejsze oczekiwania i przejmowaliśmy coraz starsze okręty. Dodatkowo w latach 80. zapoczątkowaliśmy trend, który można nazwać "pomostowością". Otóż obie jednostki projektu 641 (ORP Dzik i ORP Wilk) przejęto od ZSRR, ponieważ zabrakło pieniędzy na dwa kolejne nowe okręty tego samego typu co ORP Orzeł. Miano nadzieję, że w latach 90. pieniądze się znajdą i będzie można gruntownie oraz kompleksowo rozwiązać problem modernizacji polskiej floty podwodnej.
Dzisiaj wiadomo, że był to początek niekończącej się prowizorki. Przemiany polityczne i gospodarcze lat 90. sprawiły, że nie było najmniejszych szans na zakup dwóch nowych okrętów. Pozostała prowizorka, która trwa do dzisiaj.
Na początku XX wieku podniesienie biało-czerwonej bandery na norweskich jednostkach typu Kobben odsunęło problem zakupu nowych okrętów podwodnych o kilka kolejnych lat. Dopiero w 2013 roku formalnie rozpoczęto program zbrojeniowy Orka. W jego ramach miały zostać zakupione trzy nowe okręty podwodne, co pozwoliłoby całkowicie odmłodzić polską flotę podwodną. Podpisać umowę planowano w 2015 roku, a pierwsze dostawy w roku 2022. Nic z tego nie wyszło.
Do dzisiaj program Orka przeszedł tyle modyfikacji, że opisywanie tego mija się z celem. Zmieniano wymagania, zmieniano terminy i prowadzono niekończące się analizy. Według najnowszych oficjalnych założeń MON nowych okrętów podwodnych można się spodziewać może gdzieś pod koniec tej dekady. Po tylu latach planów zmieniających się jak w kalejdoskopie trudno jednak dawać wiarę takim deklaracjom.
Ponieważ Orki trafiły na mieliznę, to, zgodnie z mającą już ponad trzy dekady tradycją, trzeba sięgnąć po "rozwiązanie pomostowe", czyli mówiąc ludzkim językiem prowizorkę pozwalającą przez kolejne lata jakoś przykryć zapaść Marynarki Wojennej. Była już mowa o niemieckim "pomoście" w postaci użyczenia Polsce jednego z sześciu nowoczesnych okrętów podwodnych typu 212A należących do Deutsche Marine. Oferta złożona kilka lat temu ma być już jednak dawno nieaktualna.
Francuzi od lat konsekwentnie proponują zmodernizowanie wiekowego ORP Orzeł, aby mógł jeszcze trochę służyć jako jednostka szkolno-bojowa. Nie mają jednak żadnego doświadczenia w pracach tego rodzaju i MON od lat nie przyjął tej oferty. Były też spekulacje o przejęciu starych okrętów od Brazylijczyków, Singapurczyków czy Norwegów. Wszystkie skończyły się na tym samym: spekulacjach i wstępnych rozmowach.
Obecnie najbliższa realizacji ma być propozycja przejęcia przez polskich marynarzy jednego z dwóch szwedzkich okrętów typu A17, które mają co prawda po trzy dekady, ale zostały po drodze gruntownie zmodernizowane. Podobnie jak w przypadku Francuzów i Niemców, byłaby to umowa wiązana: my wam teraz zapewniamy "pomost", ale wy od nas kupujecie w przyszłości docelowe nowe okręty.
Biorąc jednak pod uwagę liczbę dotychczasowych gwałtownych zwrotów w losach programu Orka i towarzyszących mu "pomostów", nie należy się jeszcze przywiązywać do wizji szwedzkiego okrętu pod polską banderą. Zwłaszcza, że według nieoficjalnych informacji, rozmowy mają być trudne i napotkały na problemy, mogące storpedować całe przedsięwzięcie.
Wiek okrętów Marynarki Wojennej. Średnio 33 lata Fot. Marta Kondrusik/gazeta.pl
Wniosek z tej całej historii jest taki, że nawet jeśli prezydent Duda pozostanie na swoim stanowisku na kolejną kadencję, to nie ma szans na zobaczenie nowego okrętu podwodnego pod polską banderą. Jego nadzieje wygłoszone na wiecu w Pruszkowie są więc płonne. Przy pewnej dozie szczęścia może dotrwa rozpoczęcia służby przez kolejne "rozwiązanie pomostowe". Jakiekolwiek one będzie. Ewentualnie może dojść do zmiany konstytucji i wzorem na przykład rosyjskim zmiana ograniczenia liczby kadencji na stanowisku prezydenta do dwóch. Wtedy możliwości otworzą się szerokie.
Co znamienne, Andrzej Duda w trwającym 39 minut wystąpieniu poruszył temat obronności i sytuacji MW gdzieś około 25 minuty, tuż po tym, jak podkreślił znacznie Ochotniczej Straży Pożarnej i Kół Gospodyń Wiejskich. Mówiąc przy tym o okrętach podwodnych, użył określenia "łodzie podwodne" (rusycyzm i błąd), które mają zostać zakupione dla "żołnierzy" (formalnie prawda, ale co do zasady w Marynarce Wojennej służą marynarze).
Prezydent dodał, że poza nadzieją na zakup "łodzi podwodnych" ma nadzieję na zakup innych okrętów "żeby Marynarka Wojenna się odtworzyła". - Bo jest w złym stanie i trzeba podjąć radykalne działania - stwierdził. I tu powiedział coś boleśnie prawdziwego. Niestety nic nie zapowiada, aby politycy jak i sami marynarze byli chętni podejmować radykalne działania. Będzie trwanie za wszelką cenę.