W sobotę o godz.15:00 rozpoczął się Marsz Tysiąca Tóg. Poszli w nim sędziowie, prawnicy i wszyscy, którzy chcą pokazać swój sprzeciw wobec "zamykania ust". Nie było przemówień ani wznoszenia haseł. Uczestnicy ruszyli spod siedziby Sądu Najwyższego i w ciszy udali się pod Sejm. Marsz jest odpowiedzią na tzw. ustawę kagańcową. Odbył się pod hasłem "Prawo niezawisłości, prawo do Europy".
Na grupę osób jadących na Marsz Tysiąca Tóg z Lublina do Warszawy na miejscu zbiórki czekali funkcjonariusze Inspekcji Transportu Drogowego. Zaczęli oni sprawdzać stan pojazdu. Zdjęcie i informację zamieścił na Twitterze Aleksander Twardowski.
Tymczasem w Lublinie autobus z uczestnikami #Marsz1000Tog nie może wyjechać do Warszawy, bo policja od godziny sprawdza stan pojazdu, choć nikt z jadących o to nie prosił. Nie wiadomo, czy dojadą, na czas, ale taki chyba był plan, co @PolskaPolicja?
- napisał w serwisie społecznościowym.
Chwilę później sprostował, że na zdjęciu była Inspekcja Transportu Drogowego a nie policja. Jednak, jak podkreślają komentujący, funkcjonariusze policji również przyjechali na miejsce. Funkcjonariusze ITD pojawili się na miejscu zbiórki wraz z pierwszymi uczestnikami po godz.10:00. Kontrola trwała do 11:30.
Pod Sądem Najwyższym zebrała się kontrmanifestacja. Przeciwnicy marszu sędziów krzyczą "mordercy, mordercy!". Mają banery m.in. z hasłem "Przestępcy w togach za kraty".
W piątek prezes Sądu Rejonowego w Elblągu nakazała złożenie tóg w depozycje, a następnie ich zamknięcie. "Togi przydzielone sędziom stanowią mienie Skarbu Państwa, pozostające w dyspozycji poszczególnych sądów" - stwierdza prezes sądu w przekazanym przez jej rzecznika mailu.
>>> G. Stanecka-Morawska o przyszłości ustawy „kagańcowej”. Zobacz wideo: