Jak informuje "Głos Pomorza", w środę w Dębnicy Kaszubskiej (woj. pomorskie) mężczyzna (były przedsiębiorca ze Słupska), myśląc, że do domu wraca narzeczona z dziećmi, wpuścił bandytów. Wtargnęło do niego dwóch zamaskowanych napastników, trzeci stał na czatach, a czwarty siedział w samochodzie.
Pokazali mi zdjęcie dzieci. Powiedzieli, że mi je porwali i że poobcinają im palce. Przystawiono mi broń do głowy
- powiedział poszkodowany w rozmowie z "Głosem Pomorza". Portal podaje, że bandyci nałożyli worek foliowy na głowę mężczyzny, skrępowali jego ręce i grozili, że podpalą go razem z domem. Chcieli nawet rozpalić ogień. Sprawcy mieli też być świetnie przygotowani - ubrani byli w jednorazowe kombinezony i porozumiewali się ze sobą za pomocą radia.
Skrępowanego mężczyznę znalazła partnerka po powrocie z dziećmi. O zdarzeniu zawiadomiono policję.
Według dziennika, sprawcy ukradli około 80 tys. zł w gotówce i kosztowności, w tym diamenty, o wartości 7-8 mln zł. Nieco inne informacje podaje Piotr Nierebiński ze słupskiej prokuratury w rozmowie z TVN24, według niego skradziono ok. 100 tys. zł oraz kosztowności warte ok. 4 mln zł.
Okoliczności zdarzenia ustalają prokuratura i policja, która, ze względu na dobro śledztwa, nie udziela żadnych informacji. Trwają poszukiwania sprawców napadu. Mężczyzna chce wyznaczyć pokaźną nagrodę za wskazanie bandytów.
>>> Napad na kawiarnię. Rabuś nie spodziewał się walecznego kelnera. Zobacz wideo: