Sprawa sędziego Wojciecha Łączewskiego toczy się od 2016 roku i dotyczy złożonego przez niego zawiadomienia o przestępstwie, które - zdaniem prokuratury - mogło być fałszywe. Prokuratura złożyła w związku z tym wniosek o uchylenie immunitetu sędziowskiego. Jednak w listopadzie b.r. Łączewski sam zrezygnował z urzędu sędziowskiego.
We wtorek Sąd Najwyższy potwierdził, że nie obejmuje go już immunitet i w związku z tym nie ma podstaw do kontynuowania postępowania ws. jego uchylenia - podaje dziennik.pl. W uzasadnieniu Izby Dyscyplinarnej SN zauważono, że osoby, które kiedyś pełniły funkcje sędziego, nie mogą "korzystać z pewnych regulacji o charakterze ustrojowym po zakończeniu tej służby". Zatem byłego sędziego nie obejmuje immunitet. Postępowanie zostało umorzone.
Zobacz też: Brejza - Żadnego pola kompromisu do dyscyplinowania sędziów nie znajdziemy
Teraz prokuratura może postawić Łączewskiemu ewentualne zarzuty. Jego sprawa zaczęła się od zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, które złożył sam sędzia w 2016 roku. Twierdził, że ktoś włamał się na jego konto na Twitterze (prowadzone pod pseudonimem) i rozmawiał z osobą podającą się za dziennikarza Tomasza Lisa o strategii wobec rządu PiS. Sędzia utrzymywał, że sam nigdy nie prowadził takich rozmów.
Prokuratura, powołując się na biegłego informatyka, wykluczyła jednak włamanie. W styczniu złożyła do sądu wniosek o zezwolenie na pociągnięcie go do odpowiedzialności ws. składania fałszywych zeznać i doniesienia i przestępstwie, którego nie było.
- Odchodzę z urzędu, nie mam immunitetu i cierpliwie czekam na poczynania prokuratora - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Łączewski.
Wojciech Łączewski w 2015 r. był przewodniczącym składu sędziowskiego, który skazał obecnego koordynatora służb specjalnych i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego na 3 lata więzienia za przekroczenie uprawnień. Kamiński został później ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę.