MON zajmuje się "dekomunizacją" patronów w wojsku. Spadochroniarze gotują się ze złości

Większość jednostek wojskowych ma swojego patrona, zazwyczaj człowieka związanego z jej historią. Jak się okazuje, MON chce usunąć tych nieprawomyślnych, związanych z PRL. - Do końca 2020 roku wszystkie polskie jednostki wojskowe będą mieć patronów niezwiązanych z komunizmem - deklaruje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" wiceminister Wojciech Skurkiewicz. Żołnierze już się gotują na myśl o tym, kogo wymiecie "ślepa miotła dekomunizacji".

W artykule na stronie "ND" anonimowy autorzy szczególnie skupiają się na 6. Brygadzie Powietrznodesantowej. Choć podkreślają, że cała nosi chwalebne imię generała brygady Stanisława Sosabowskiego (twórca i dowódca 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, która walczyła podczas II wojny światowej Zachodzie), to podkreślają rzekomą nieprawomyślność patronów batalionów wchodzących w skład brygady.

To generał Edwin Rozłubirski, generał Marian Zdrzałka i generał Józef Kuropieska. Dwaj eksperci zapytani przez "ND" podkreślają rzekomą niestosowność tego faktu, ponieważ wszyscy wymienieni służyli w Ludowym Wojsku Polskim. Wszystko pod krzyczącym czerwonym tytułem "Czerwoni patroni w wojsku".

Nie wiadomo, czy MON chce akurat tych patronów "dekomunizować". Wiceminister Skurkiewicz w zacytowanych fragmentach tekstu tego nie mówi. Stwierdza jedynie, że wszyscy patroni w całym Wojsku Polskim podlegają lustracji. Zadaliśmy MON pytanie, czy rzeczywiście planowane jest "dekomunizowanie" patronów batalionów 6. BPD i czekamy na odpowiedź.

"Gumkowanie faktów i ludzi w miarę doraźnych potrzeb"

Jednak sama sugestia możliwości usunięcia wspomnianych patronów wywołuje wściekłość wśród żołnierzy brygady. Jak mówią anonimowo w rozmowie z Gazeta.pl, wszyscy trzej wymienieni to bez wyjątku ludzie wielce zasłużeni dla wojsk powietrznodesantowych, choć owszem służyli w Ludowym Wojsku Polskim a dwaj nawet należeli do PZPR.

- Na użytek polityczny chcą miotłą ślepej dekomunizacji dopaść ludzi najbardziej zasłużonych dla polskiego spadochroniarstwa. Otaczanych czcią i prawie kultem przez pokolenia spadochroniarzy - mówi nam anonimowo żołnierz 6. BPD.

- To jest w sprzeczności z naszym kodeksem, gdzie jak byk w drugim akapicie stoi, że dorobek pokoleń spadochroniarzy jest źródłem ich siły. W ten sposób tworzy się luki w historii i tradycji, gumkuje fakty i ludzi w miarę doraźnych potrzeb - dodaje spadochroniarz.

Skomplikowane życiorysy

Nazywanie generała Rozłubirskiego "czerwonym patronem" i sugerowanie jego usunięcia podnosi żołnierzom ciśnienie. - To był kult, a nie dowódca - mówi spadochroniarz.

Rozłubirski już jako 13-letni kadet walczył w 1939 roku w obronie Lwowa. Potem przez całą okupację działał w szeregach komunistycznej Gwardii Ludowej (od młodości był członkiem Polskiej Partii Robotniczej, potem PZPR do końca jej istnienia), biorąc udział w wielu akcjach dywersyjnych a podczas powstania warszawskiego został odznaczony przez dowódcę Armii Krajowej generała Tadeusza Bora-Komorowskiego orderem Virtuti Militari.

Po wojnie wstępuje do LWP i bierze między innymi udział w akcji Wisła, czyli walkach z UPA. W 1951 roku w ramach czystek zostaje zwolniony do cywila i pracuje jako kierowca ciężarówki. Do wojska wraca po odwilży w 1956 roku i w kolejnych latach zostaje jednym z głównych twórców nowych wojsk powietrznodesantowych. Podczas wymiany ekipy rządzącej z gomułkowskiej na gierkowską znów zostaje zwolniony z wojska i zostaje kierowcą. Wcześniej miał wejść w konflikt z lokalnymi włodarzami w Krakowie, ponieważ rzekomo odmówił użycia spadochroniarzy do tłumienia demonstracji studenckich w 1968 roku. Żołnierska legenda mówi, że do akcji wystawił orkiestrę. Do służby zostaje przywrócony w 1981 roku podczas stanu wojennego i skierowany do MSW, gdzie zajmuje się głównie kwestią organizacji działań antyterrorystycznych. Ostatecznie służbę kończy w 1991 roku. Zmarł osiem lat później.

Drugi "czerwony patron" według "ND" to generał Józef Kuropieska. Sugestia, że mógłby zostać "wygumkowany" też wyjątkowo podnosi ciśnienie spadochroniarzom. Kuropieska urodził się w 1904 roku i jako 16-latek zgłosił się na ochotnika do wojska podczas wojny polsko-bolszewickiej. Po wojnie został w wojsku i zaczął karierę oficera. W 1939 roku podczas walk dostał się do niewoli niemieckiej i całą wojnę przesiedział w obozie. W 1945 roku wrócił do kraju i został przyjęty do wojska ludowego jako major. Ze względu na swoje doświadczenie szybko awansował i w 1948 roku został zastępcą szefa Sztabu Generalnego.

Jego "sanacyjna" przeszłość sprawiła jednak, że w 1950 roku został aresztowany w ramach czystek. Po brutalnym śledztwie i torturach skazano go na karę śmierci. Nie wykonano jej jednak, ponieważ zgodził się zeznawać przeciw Marianowi Spychalskiemu, głównemu "wrogowi ludu" w tej fali czystek. Jak twierdził później Kuropieska, zrobił to, aby ratować życie i móc publicznie wygłosić sprzeciw wobec śledztwa podczas ewentualnej rozprawy. Niezależnie od tego podczas odwilży po śmierci Stalina został zwolniony i rehabilitowany. W 1956 roku wrócił do służby. Był jednym z twórców nowych wojsk powietrznodesantowych. W 1968 roku odszedł ze służby. Należał do PZPR, w latach 1957-1965 był posłem na Sejm. Zmarł w 1998 roku.

Ostatnim z wymienionych "czerwonych patronów" jest generał Marian Zdrzałka. Do wojska wstąpił już po wojnie i kolejno wspinał się po szczeblach kariery. W 1963 roku został pierwszym dowódcą nowo tworzonego 16. batalionu powietrznodesantowego (dzisiaj jest jego patronem). Zyskał trwającą do dzisiaj legendę wymagającego, ale sprawiedliwego dowódcy. Miał mieć przydomek "Tata" i znać większość podwładnych z imienia. Po odbyciu w latach 1971-73 studiów w Moskwie został na dziesięć lat dowódcą 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej (obecna 6. BPS kontynuuje jej tradycje). Zmarł w 1987 roku w wieku 57 lat.

Wszyscy trzej wymienieni generałowie służyli więc w czasach PRL, a dwaj nawet byli członkami PZPR. Jednak w ocenie żołnierzy, przynajmniej tych, z którymi rozmawialiśmy, nie jest to powód do odbierania im miana patronów batalionów 6. BPS. Wszyscy mieli wielki udział w tworzeniu polskich wojsk powietrznodesantowych i na trwałe odcisnęli swoje piętno na ich historii. Dodatkowo mieli być wręcz wielbieni przez podwładnych. Wszyscy zostali patronami już w III RP. - Dlaczego doceniamy hitlerowców, którzy zachowali się przyzwoicie w jakimś momencie życia, podczas gdy ci, którzy wstąpili do PZPR, już na coś takiego nie zasługują? - mówi żołnierz 6. BPD.

Więcej o: