- Jak podnosimy gruz, to środowisko dostaje tlen i znów zaczyna się tlić. W momencie wybuchu cały ten obiekt stanął w ogniu - w rozmowie z Polsat News powiedział nadbryg. Jacek Kleszczewski, Komendant Wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej.
Strażak powiedział, że funkcjonariusze pracujący w akcji ratunkowej w Szczyrku usuwają materiał zgromadzony na gruzowisku "cegła po cegle". Ich działania skupiają się obecnie na przebijaniu się przez stropy i ich usuwaniu.
- Jest to bardzo porządnie zbudowany budynek, który ma zwielokrotnione zbrojenia na stropach. Skupiamy się na przecinaniu metalowych elementów, kujemy młotami ręcznymi, aby wykruszać spoiwa. To jest mozolna praca - przekazał Kleszczewski.
Strażak powiedział, że zawalony dom to "kanapka" - złożony budynek, w którym trudno znaleźć miejsca, w których mogliby się ukryć poszukiwani. - Tam jest bardzo sprasowany ten materiał - słowa nadbryg. Jacka Kleszczewskiego cytuje Interia.
Strażacy używają kamer termowizyjnych, które mogą pomóc znaleźć kolejne ofiary wybuchu. Na miejsce zdarzenia nie wprowadzono psów tropiących, ponieważ materiały zgromadzone na gruzowisku wciąż są rozgrzane.
>>> Policjanci wyprowadzili z domu poparzonego mężczyznę. Kilka sekund później nastąpiła eksplozja
Do wybuchu gazu w domu wielorodzinnym w Szczyrku doszło w środę 4 grudnia około godziny 18:30. Do tej pory z gruzowiska wyciągnięto zwłoki ośmiu osób. Ofiary śmiertelne to cztery osoby dorosłe i czworo dzieci. W akcji ratunkowej został ranny jeden strażak, który spadł z wysokości ok. 3 metrów. Został przetransportowany do szpitala. Akcję ratunkową utrudniają trudne warunki atmosferyczne. O 7 rano termometry w Szczyrku wskazywały -12 stopni. Wieje tam również silny wiatr.
W akcji ratunkowej na ul. Leszczynowej w Szczyrku bierze udział około 100 strażaków z PSP i OSP oraz 50 policjantów. Pomagają im mieszkańcy miasta, a pobliskie restauracje i hotele dowożą na miejsce jedzenie i napoje, nie chcąc za to pieniędzy.