Swój finał ma głośna sprawa z Darłówka z 2018 roku. W pobliżu falochronu 14 sierpnia doszło tam do tragedii, a w morzu utonęła trójka rodzeństwa z Sulmierzyc w Wielkopolsce. Dzieci, 14-letni Kacper, 13-letni Kamil i 11-letnia Zuzia, weszły do wody, gdy ich matka zajmowała się dwuletnim synem.
Najstarszego, 14-latka, udało się wyłowić z wody, ale mimo reanimacji chłopak zmarł. W trakcie kolejnych dni odnaleziono ciała brata i siostry. Po tragedii prokuratura z Koszalina wszczęła śledztwo w sprawie utonięcia dzieci. Śledczy przyglądali się zarówno ratownikom, jak i rodzicom dzieci i władzom miasta w zakresie niedopełnienia obowiązków - co mogło doprowadzić do tragedii.
>>> Tak można zapobiec tragedii. "Ludzki łańcuch" w akcji:
29 listopada do Prokuratury Rejonowej w Koszalinie wpłynęła opinia biegłego, w której wykluczono błąd ratowników. Zwłaszcza - co podnosił cytowany przez "Dziennik Bałtycki" Sylwester Kowalski, szef ratowników w Darłówku Zachodnim - że dzieci były w wodzie w miejscu, gdzie obowiązywał całkowity zakaz kąpieli.
3 grudnia prokuratura umorzyła natomiast całe śledztwo. Jak przekazał Polskiej Agencji Prasowej rzecznik PO w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski, śledczy nie dopatrzyli się, by ktokolwiek złamał przepisy. - Nie można było komukolwiek z nich postawić zarzutów. Dodatkowo najprawdopodobniej w dużej mierze do utonięcia dzieci doszło na skutek zmiany warunków pogodowych - powiedział PAP Gąsiorowski.