Marsz narodowców we Wrocławiu pod hasłem "Żeby Polska była Polską" z 11 listopada został rozwiązany decyzją urzędników. Przyczynkiem do rozwiązania go stały się m.in. antysemickie hasła i odpalenie rac przez uczestników marszu. Ponieważ narodowcy nie uznali decyzji władz miasta, do akcji wkroczyła policja. Doszło do starć z funkcjonariuszami.
Jak dotąd zarzuty postawiono 11 osobom, a prezydent Wrocławia Jacek Sutryk tak komentował te zdarzenia:
Niestety, wieczorem grupka osób, która zdecydowanie inaczej rozumie nasze wspólne święto tj. jako okazję do obrażania innych, wyzywania policji i walki z nią, chciała nam popsuć Dzień Niepodległości. A czynów tych, co jeszcze smutniejsze, dokonują, mając na ustach słowa Mazurka Dąbrowskiego. Na to naszej zgody nie ma i dlatego rozwiązaliśmy marsz.
>>> Tak wyglądał Marsz Niepodległości w Warszawie w 2019 roku:
Miasto zresztą zapowiada - o czym donosi TVN24 Wrocław - złożenie trzech zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez Jacka Międlara, byłego księdza, który stał na czele marszu. Jedno z nich Sutryk planuje złożyć osobiście, chodzi o przemowę Międlara, w której padły stwierdzenia o "przywiązywaniu do pręgierza" urzędników miasta i życzenia im linczu.
Jacek Międlar ma za to własną narrację wydarzeń z 11 listopada i także zapowiada pozwy wobec Jacka Sutryka i Bartłomieja Ciążyńskiego, doradcy prezydenta Wrocławia.
Mamy dowody na to, że race odpalili policjanci w cywilu, którzy później atakowali zgromadzonych
- pisał na Twitterze Międlar.
Międlar odgraża się, że narodowcy "przygotowują materiały", mające uwiarygadniać jego wersję wydarzeń, przygotowuje też pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich. Pisze też:
Składamy zawiadomienia do prokuratury na Sutryka i Ciążyńskiego. Mają krew na rękach. Za bzdury o "antysemickich hasłach" odpowiedzą w sądzie, ale nie wrocławskim!