We Wrocławiu narodowcy mieli swój marsz, który przebiegał pod hasłem "Żeby Polska była Polską". Współorganizowana przez byłego księdza Jacka Międlara manifestacja zgromadziła kilak tysięcy osób. Marsz zgodnie z planem wyruszyć miał z Wyspy Słodowej, by ulicą Dubois przejść do mostu Sikorskiego i udać się do Placu Solidarności.
Jednak na ulicy Dubois został on rozwiązany z powodu antysemickich haseł. Mimo decyzji urzędników, uczestnicy nie chcieli się rozejść, policja użyła armatek wodnych. Jak podaje wrocławska "Gazeta Wyborcza", pięć osób zostało rannych, a zatrzymano 14. Zatrzymanym grożą zarzuty.
Do rozwiązania marszu w nagraniu dla portalu wprawo.pl skomentował Jacek Międlar. - Ten symbol, jak staliśmy, jak śpiewaliśmy hymn Polski. Ja tam stałem delikatnie na aucie, żeby ludzi zachęcić do śpiewania hymnu narodowego, jak na mnie polewaczka wycelowała tę wodę tylko po to, żeby mnie z tego samochodu strącić, to jest po prostu jeden wielki skandal - ocenił były ksiądz.
- Wstydźcie się białe kaski, wstydź się wrocławski magistracie. Jesteście zwykłymi wrogami naszej ojczyzny, co pokazaliście dzisiaj. Ja takim zachowaniem, takim antypolonizmem gardzę i naprawdę jestem przekonany, że ci antypolacy niedługo - mam nadzieję - będą przywiązywani do takiego pręgierza i życzę im publicznego linczu - stwierdził Międlar, wskazując na pręgierz na wrocławskim rynku.