Marsz wrocławskich narodowców zgromadził kilka tysięcy osób. Zgodnie z planem wyruszyć miał z Wyspy Słodowej, by ulicą Dubois przejść do mostu Sikorskiego i udać się do Placu Solidarności. Jednak na ulicy Dubois został on rozwiązany.
Zanim do tego doszło, były ksiądz Jacek Międlar wykrzykiwał m.in. "Magistrat chce zdelegalizować polskość. Nie damy się. Duma, duma narodowa duma" i przekonywał, że "Polska leży plackiem przed Brukselą, Waszyngtonem i Tel Awiwem".
Jak podaje wrocławska "Gazeta Wyborcza", przedstawiciele wrocławskiego magistratu rozwiązali marsz, ponieważ narodowcy wznosili antysemickie hasła i użyli materiałów pirotechnicznych. Chociaż policjanci apelowali do uczestników o rozejście się, ci szli dalej rzucając pod adresem funkcjonariuszy obraźliwe sformułowania. Policja użyła armatek wodnych.
Gdy manifestanci zostali zepchnięci w stronę ul. Pomorskiej w stronę policjantów rzucano petardy i puste butelki. Kilka osób zostało zatrzymanych.
>>> Tak wyglądał Marsz Niepodległości w 2018 roku