W niedzielę zginął ojciec, który przechodził przez przejście na Bielanach wraz z żoną i dzieckiem w wózku. A wcześniej 81-latek w Zabrzu, 67-latek w Skarżysku-Kamiennej, kobieta w Dąbrowie Górniczej, mężczyzna z Koszalinie. Tragedia, do której doszło w Warszawie, poruszyła wielu. Ale to nie jednostkowe wydarzenie, a przerażająca norma. W 2018 roku zginęło 803 pieszych - z czego 285 zostało zabitych na pasach. Zatem prawie codziennie na przejściu dla pieszych - gdzie ci powinni być bezpieczni - ginie człowiek.
Statystyka ofiar śmiertelnych potrąceń jest najbardziej wstrząsająca, jednak "tylko" odniesienie ran w wyniku potrącenia często oznacza kalectwo, długą rehabilitację, wiążące się z tym koszty i cierpienie. A takich osób jest dużo więcej: w 2018 roku 6918 pieszych odniosło obrażenia w wyniku wypadku.
Jasne wydaje się, że piesi są najbardziej narażonymi uczestnikami ruchu. Ale warto wiedzieć, że potwierdzają to dane. Jedno na dziesięć potrąceń kończy się śmiercią pieszego.
W dyskusji o tym, jak poprawić bezpieczeństwo na drogach, pojawiają się często argumenty obarczające winą pieszych: że są zagapieni w telefony, że "wbiegają na jezdnię", że ofiary to osoby starsze lub dzieci, które nie uważają na jezdni. Ale dane pokazują zupełnie inny obraz sytuacji na polskich drogach.
W 2018 roku do ponad 80 proc. wypadków z udziałem pieszych doszło w miejscach, które są udostępnione dla ruchu pieszego - głównie na pasach. Według policyjnych statystyk do 2/3 przypadków potrącenia pieszego dochodzi z winy kierującego pojazdem. Przyczyną 60 proc. z tych wypadków jest nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu dla pieszych. W tego typu wypadkach zginęło w ubiegłym roku 215 osób.
Więcej światła na relacje pieszy-kierowca na drogach rzucił opublikowany w tym roku raport Instytutu Transportu Samochodowego (ITS), do którego pierwszy dotarł serwis brd24.pl. Przedstawione w nim dane obaliły niektóre mity związane z wypadkami z udziałem pieszych dotyczące m.in. "wtargnięcia na jezdnię" czy zagapienia w telefon: tylko 8 proc. wszystkich obserwowanych pieszych przechodziła w miejscach niedozwolonych, a 7 proc. - na czerwonym świetle; 5 proc. pieszych rozmawiało przez telefon, a 1 proc. pisało SMS-y na przejściu. Odsetek osób, które "wtargnęły na jezdnię" był znikomy - na próbie 6000 tys. osób zarejestrowano 26 takich przypadków, zatem 0,43 proc.
Badacze sprawdzili nie tylko zachowania pieszych, lecz także kierowców. Co się okazało? W obszarach o ograniczeniu prędkości do 50 km/h 85 proc. kierowców przekracza prędkość, dojeżdżając do przejścia dla pieszych. W obszarach, gdzie obowiązuje wyższe ograniczenie, odsetek przekraczających prędkość był jeszcze większy.
Pojazdy w rejonie przejść dla pieszych (na odcinku 100 m) poruszają się z dużymi prędkościami i często przekraczającą prędkość dozwoloną w danym obszarze. Stanowi to bardzo duże zagrożenie dla pieszych chcących przejść przez jezdnię
- czytamy w podsumowaniu raportu. Jego autorzy rekomendują m.in. "zintensyfikowanie działań mających na celu radykalne zmniejszenie rzeczywistych prędkości pojazdów w pobliżu przejść dla pieszych". Piszą też, że "należy zintensyfikować działania edukacyjne mające na celu zmianę zachowań kierowców poprzez zapoznanie ich z wpływem prędkości na bezpieczeństwo pieszych".
W lipcu organizacje Miasto Jest Nasze oraz Akcja Miasto ogłosiły akcję "Chodzi o życie", w której apelowały o pilne działania na rzecz chronienia życia i zdrowia pieszych. Przyłączyło się do niej kilkanaście organizacji. Ich główne postulaty to pierwszeństwo dla pieszych wchodzących na przejście, wzrost kwot mandatów, ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym i realna egzekucja przepisów drogowych. Odwołują się m.in. do raportu i danych na temat 85-90 proc. kierowców, którzy przekraczają prędkość przed przejściami.
Temat bezpieczeństwa pieszych był poruszany niedawno na konwencie "Współpraca międzysektorowa i innowacje na rzecz bezpieczeństwa drogowego", organizowanym przez Fundację "Nadzieja". W mocnych słowach o sytuacji na drogach w Polsce mówił Tomasz Tosza z Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Na samym początku zwrócił uwagę, że w krajach Europy Zachodniej temat bezpieczeństwa na drogach jest traktowany poważniej.
- Mieszkam w kraju, gdzie wskaźnik liczby wypadków śmiertelnych na liczbę przejechanych kilometrów jest najwyższy w Europie - zaczął. Wspomniał, że w Jaworznie wprowadzono zmiany w myśl idei "wizja zero" - wg której nie do zaakceptowania jest, by ludzie ginęli w wypadkach komunikacyjnych. Dzięki temu przez 19 miesięcy w mieście nie było wypadku z ofiarą śmiertelną.
Tosza przekonywał, że nierealną odpowiedzią jest problem wypadków jest lepsze szkolenie 25 mln kierowców w Polsce. - Nie uważam zresztą, że polscy kierowcy to źli kierowcy. Oni są po prostu zdziczali. Trzeba ich udomowić - mówił. Argumentował też, że nie trzeba na siłę szukać innowacji, gdyż takie innowacje są już opracowywane od dawna w innych krajach i trzeba je po prostu wprowadzać.
- Infrastruktura musi rozmawiać z kierowcami. Nie znaki, a droga ma mówić kierowcy, jak się zachować. Ma być tak skonstruowana, żeby bez patrzenia na prędkościomierz można było nią przejechać z prędkością przewidzianą przez przepisy - powiedział. Odniósł się do danych z raportu na temat przekraczania prędkości przez 85 proc. kierujących.
Jeżeli w rejonie przejść dla pieszych nie przestrzegają, to co się dzieje w pozostałych rejonach dróg? Mamy zdziczałych kierowców, a policja i samorządy nie mają narzędzi, aby to zdziczenie powstrzymać
- stwierdził. Wśród koniecznych rozwiązań wymienił m.in. zwężanie pasów ruchu; projektowanie przejść dla pieszych tak, że kierowca musi zwolnić; odejście od niechronionych przejść na dwupasmówkach.
Raport ITS pokazał bardzo wyraźnie: to kierowcy zabijają pieszych. Piesi bardzo dobrze dbają o swoje bezpieczeństwo, tylko są przez tych zdziczałych kierowców zabijani. Również z powodu złego prawa
- powiedział Tosza. Zauważył, że choć potrzebna jest zmiana przepisów, to temat bezpieczeństwa na drogach nie był nawet tematem kampanii wyborczej. - Nikt nic z tym nie zrobi. A wystarczyło zrobić prostą rzecz: dać pierwszeństwo pieszym przed wejściem na przejście. Kierowcy nie widzą pieszych, bo się nie rozglądają. A nie rozglądają się dlatego, że nie muszą. Bo za każdym razem będą próbowali wciskać policjantom ciemnotę, że "wtargnął". A u nas najwięcej wtarga 70-letnich starszych pań - stwierdził.